shopping-bag 0
Ilość : 0
Razem : 0,00 
Zobacz koszyk Zamówienie

Rozmowa z Marcelem Tylem

Kolejną propozycją obok klasycznej zapowiedzi przedmeczowej jest rozmowa z – niestety nieobecnym dziś – Marcelem Tylem. Będzie coś o poprzednim sezonie, o nadziejach na ten najbliższy, a także o dzisiejszym meczu z Polonią.

 

Przed meczem z Sokołem Sieniawa Bartek Sulkowski mówił, że ten okres przygotowawczy był ciężki, chyba nawet nieco cięższy od poprzednich. Masz podobne zdanie na ten temat? 

– Zawsze okres przygotowawczy jest ciężki również ze względu na to, że w tym czasie mamy treningi piłkarskie i niepiłkarskie. Te drugie są zazwyczaj nieprzyjemne – w jakiejkolwiek formie by się nie odbywały – dla osób, które grają w piłkę. Łatwiej, przynajmniej mi, jest biegać z piłką nawet gdy ten wysiłek jest bardzo intensywny, niż biegać bez niej, czy ćwiczyć na siłowni. Dlatego dla mnie każdy okres przygotowawczy budzi nie zawsze miłe uczucia. W tym okresie trzeba przesuwać swój próg wytrzymałości.

 

Wiadomo, że dziś nie zagrasz, ale tak ogólnie po tym okresie przygotowawczym czujesz, że jesteś w formie? Czy ta dopiero nadejdzie?

– To też jest jakiś minus każdego okresu przygotowawczego, że nie jesteś od razu w dobrej dyspozycji. Celem tego okresu jest zbudowanie formy, a nie bycie w niej od razu. Można być również na siebie często złym gdy coś nie wychodzi nie tylko przez zmęczenie fizyczne, ale i psychiczne. Bo gdy trenujemy 2/3 razy dziennie to jest to też obciążenie dla głowy.

 

fot. Grzegorz Lipiec/Korso

Spytam Cię generalnie o ten nadchodzący sezon. Najgłośniej mówi się o Avii i Wieczystej, nas wymienia się raczej w drugim szeregu, lub wcale. W szatni mówicie o awansie, czy raczej na razie nie ma takich głosów?

– Wiadomo, że pretendentów jest dwóch z racji tego, że przeprowadzają głośne transfery. Ale pamiętam, że gdy tutaj przychodziłem nikt nie wymieniał Siarki w pierwszym szeregu do awansu. Oczywiście przewijało się gdzieś, że możemy być drużyną, która o coś powalczy, ale nikt nie upatrywał nas w roli faworyta, a ostatecznie awansowaliśmy.

My podchodzimy do tego na zasadzie „mecz po meczu”.

 

Muszę też poruszyć temat poprzedniego sezonu. Czego zabrakło nam do utrzymania, poza punktami co oczywiste?

– Ciężkie pytanie, bo pewnie wszystkiego po trochu. Zawsze gdy wygrywasz, lub przegrywasz składa się na to wiele czynników. Na końcowy rezultat składa się suma szczęścia, umiejętności, czy doświadczenia w kluczowych momentach. To nie jest tak, że zabrakło jednej rzeczy, lub coś konkretnego miało wpływ na spadek.

 

Zgodziłbyś się ze stwierdzeniem, że w wielu momentach sezonu brakowało wiary, mentalności, decydowały względy psychiczne? 

– Najłatwiej porażki sprowadzać do braków w przygotowaniu fizycznym, czy braku zaangażowania. Gdyby odpowiedź była na to taka łatwa, to prezes nie musiałby zmieniać trenera, robić transferów, czy nie szukalibyśmy na to odpowiedzi w treningach.

Wiara i ambicja w tej drużynie zawsze była. Wiadomo, że jest trochę tak jak w życiu, że gdy coś się nie układa zwłaszcza w takich okolicznościach jak z Kotwicą, czy Zagłębiem to trochę cię to podkopuje i te ciosy nawiązując do analogii bokserskiej są mocniejsze. Ale każdy chciał się utrzymać, pracował na nasze wspólne dobro, jakim byłoby utrzymanie. Na spadek składa się wiele czynników, nie jest to takie proste. Może szukanie tych odpowiedzi to też jest jakieś piękno tego sportu. Taki jest sport. Ktoś musi wygrać, ktoś przegrać.

Szkoda tylko tego, że ja na przestrzeni całej ligi nie czułem się słabszy. Czasami jest tak, że przegrywasz, ale łatwiej ci to przyjąć, bo ktoś był od ciebie lepszy. A tak na przestrzeni całego sezonu nie było. Popatrz choćby na nasze dwa mecze ze Zniczem Pruszków, który teraz po 3 meczach w 1 lidze ma 7 punktów, a ich skład jakoś znacząco się nie zmienił.

 

A czego brakło trenerowi Becelli by odniósł sukces w Siarce? Bo raczej nie był to brak wiedzy. 

– To też jest dość złożone pytanie. Moim zdaniem jako człowiek i trener jest to fachowiec na wysokim poziomie. Nie chcę znów mówić, że szczęścia, choć pewnie trochę też. Wiosną na pewno zabrakło jakiegoś przełomowego meczu, który byłby dla wszystkich dodatkowym impulsem. Tak, jak choćby było rok wcześniej w Sieniawie, gdy przepchnęliśmy ciężki mecz i on napędził nas do przodu. Nie wiadomo, jak potoczyłby się tamten sezon gdybyśmy nie wygrali.

Trzeba mu też oddać, że wprowadził tu kilka zmian organizacyjnych wykorzystując doświadczenie z wyższych klas rozgrywkowych. To nas pchnęło organizacyjnie, nie tylko piłkarsko na poziom centralny. Bo pewnie nie byliśmy w 100% gotowi na ten szczebel, sam nie miałem doświadczenia na tym poziomie. Być może zabrakło mu też trochę czasu, który jest zawsze potrzebny gdy chcesz przeprowadzić wiele zmian. Uważam też, że abstrahując od wyniku rozwinęliśmy się indywidualnie.

 

Przejdźmy już do tematów nieco bardziej aktualnych i ostatniego meczu z Sokołem Sieniawa. To spory cios, zaskoczenie dla piłkarza, gdy nagle jest on przełożony? Co się wtedy czuje, gdy masz wyjść na rozgrzewkę i okazuje się, że meczu nie będzie? 

– Na pewno, trzeba pamiętać, że każdy z nas się jakoś podporządkowuje i przygotowuje do meczu nie tylko w jego dzień, ale też wcześniej. Żeby zbudować koncentracje, pewne rzeczy robi się trochę inaczej, niż przed treningiem lub dniem wolnym. Także to trochę rozbija, bo – przynajmniej dla mnie – nie jest to tylko wysiłek fizyczny, ale też obciążenie mentalne. Nie lubię takich sytuacji, pamiętam że tak samo było przed wiosennym meczem z Jastrzębiem. Wtedy jest się trochę rozchwianym, bo nie wiadomo czy zagrasz, a musisz jakoś utrzymać koncentrację. Ale już na zbiórce słyszeliśmy o prawdopodobieństwie tego, że możemy nie zagrać.

 

Zamiast meczu był ostrzejszy trening?

– Zgadza się, zostaliśmy też później poinformowani, że mecz pucharowy w Dąbrowicy się jednak odbędzie, bo początkowo miał być przełożony.

 

W pierwszym składzie miał zagrać Marcin Kumorek, ty miałeś usiąść na ławce. To było dla Ciebie zaskoczenie? Jak w ogóle go oceniasz piłkarsko, pod kątem Waszej rywalizacji.

– Marcin to młody, dobry zawodnik. Jest wciąż młodzieżowcem, ale też poza tym to bardzo dobrze wyglądał w okresie przygotowawczym i trener podjął taką decyzję. Ja byłem gotowy, by pojawić się w jakimś momencie na boisku.

Ale na tym też polega piłka, na rywalizacji nie tylko z przeciwnikiem, a też ze swoimi kolegami. Mam nadzieję, że Marcin będzie w bardzo dobrej dyspozycji, bo jeśli będzie prezentował dobry poziom, to ja również będę lepszym zawodnikiem.

 

Miałem Cię spytać o adrenalinę przed Twoim pierwszym meczem w Pucharze Polski, o Twoim podejściu do tych rozgrywek, ale skoro nie zagrasz to nie ma to większego sensu. Spytam więc inaczej, uważasz, że piłkarsko stać nas na niespodziankę? 

– Piękno piłki nożnej polega na tym, że Dawid może pokonać Goliata. Mam wrażenie, że w innych sportach jest to nieco trudniejsze, ale w piłce ta różnica często się zaciera, więc myślę że jak najbardziej tak.

 

Rozmawiał Mateusz Pitra