shopping-bag 0
Ilość : 0
Razem : 0,00 
Zobacz koszyk Zamówienie

Kamil Orlik: „Czuję, że jestem w fajnym miejscu”. Wywiad.

Porozmawialiśmy z czołowym zawodnikiem naszej drużyny, Kamilem Orlikiem o pobycie w Siarce, „kontuzji widmo” w meczu z KSZO, o rywalizacji z Erlingiem Haalandem, czy reprezentacją Polski Adama Nawałki, a także na wiele innych tematów. Zapraszamy:

Kamil Orlik w rundzie jesiennej w barwach Siarki zdobył 8 bramek. Do tego dorzucił 4 asysty. fot. Grzegorz Lipiec/Korso

Jak forma w trakcie tego okresu przygotowawczego, przed rundą wiosenną? Jesteś zadowolony ze swojej dyspozycji?

– Forma z dnia na dzień staje się coraz lepsza. Jest to trudny okres, więc nogi na początku przygotowań były ciężkie, ale jest coraz lepiej i myślę, że w lidze to wszystko „puści”.

Jak w porównaniu ze wszystkimi dotychczasowymi okresami przygotowawczymi, jakie przeszedłeś, zestawiłbyś ten obecny? Bo wiadomo, że trener Kantor lubi i potrafi w tym czasie „dokręcić śrubę”.

– Podobne przygotowania miałem w Chojnicach, gdzie również często i ostro trenowaliśmy. Myślę, że przygotowania do ligi tam, a także tutaj nie są łatwe i mogę je porównać.

Za nami okres nie tylko przygotowawczy, ale też transferowy. Działo się coś na rynku w Twoim kontekście? Bo po takiej rundzie zapytania, czy oferty z wyższych lig byłyby czymś naturalnym.

– Szczerze mówiąc, dochodziły do mnie pogłoski o zainteresowaniu z wyższych lig, ale nie było żadnych konkretów.

Skoro w temacie transferów jesteśmy, to spytam Cię też o Twój kontrakt. Podpisałeś umowę z Siarką na rok z opcją przedłużenia o kolejny, są jakieś warunki, które automatycznie tę umowę przedłużą? O ile oczywiście możesz udzielić odpowiedzi na takie pytanie.

– Myślę, że mogę to zdradzić. Mój kontrakt automatycznie się przedłuży w przypadku awansu do 2 ligi.

A same negocjacje z Siarką jak przebiegły, co Cię przekonało do przyjścia do Tarnobrzega? Od początku był temat tylko Siarki, czy trwał o Ciebie wyścig na rynku transferowym?

– Kilka klubów rywalizowało, byłem na testach choćby w Stali Stalowa Wola i był to przez jakiś czas realny temat, jednak ostatecznie nie wyszło. Jeśli chodzi o przyjście do Siarki, to duży udział w transferze miał też trener Kantor, który wielokrotnie do mnie dzwonił i przekonywał, aby dołączyć do tego projektu.

Dowiadując się o zainteresowaniu Siarki odświeżyłeś sobie kontakt do Piotrka Cichockiego, czy Krystiana Szymochy?

– Tak, w zasadzie to z Piotrkiem miałem cały czas dobry kontakt. Graliśmy razem zarówno w Legii, jak i w ŁKS-ie Łagów. Dzięki chłopakom łatwiej było mi wejść do szatni.

I doradzali Ci przyjście tutaj? Dostałeś od nich jakieś informacje odnośnie miasta, czy klubu?

– Tak, rozmawialiśmy, natomiast zostawię to dla siebie (śmiech).

Ten transfer – póki co – zarówno dla klubu, jak i dla Ciebie był strzałem w „10”. Przed sezonem trener Kantor mówił, że dla Kamila Orlika kibice będą przychodzić na stadion i ciężko się z tym nie zgodzić. Czujesz się tutaj ulubieńcem trybun?

– Na pewno czuć z trybun duże wsparcie i to, że kibicom – przede wszystkim tym młodszym – podoba się moja gra. Mnie to bardzo cieszy, ale najbardziej bym chciał aby ta dobra gra przekuwała się w liczby i punkty dla Siarki. Udany drybling, czy strzał nie są dla mnie rzeczą najważniejszą, a dobro całego zespołu. Jeżeli grałbym wyśmienicie, a nie byłoby z tego punktów to nikt nie byłby zadowolony. Kibice pewnie patrzą na to podobnie.

A jak oceniasz miasto? Na pewno odczuwasz przeskok względem Warszawy, w której spędziłeś znaczną część kariery.

– Nie ma co porównywać, ale są tu bardzo dobre warunki do tego, by skupić się na piłce. Nie ma żadnych pokus, co też jest ważne.

Choć nie należę do starszyzny, to swoje lata już mam i swoje przeżyłem też w Warszawie, więc fajnie jest w takich miastach jak m.in. Tarnobrzeg, gdzie można się skupić niemal wyłącznie na piłce.

Skrót meczu Siarki z Avią, w którym Kamil zdobył 2 bramki. Źródło: SiarkaTV

Masz wrażenie, że znajdujesz się w najlepszym momencie swojej dotychczasowej kariery? Nigdzie w piłce seniorskiej nie notowałeś takich liczb, jak w Siarce.

– W porównywalnej formie byłem też w Chojnicach po zimowym okresie przygotowawczym, tylko dopadła mnie wtedy kontuzja, która mnie wykluczyła na 8 miesięcy. Dlatego na pewno jestem teraz w najlepszym okresie w swojej karierze, przede wszystkim ze względu na zdrowie. Nie borykam się z żadnymi kontuzjami od 1,5 roku, przepracowałem od deski do deski 3 okresy przygotowawcze, co w przeszłości było rzadkością. I to na pewno odciska piętno na mojej dobrej dyspozycji.

Wiele czynników też zagrało, moja forma, a także cały klub. To, że gdy wychodzę na stadion, jest wielu kibiców, czuję że gram w fajnym miejscu.

A generalnie z tej dotychczasowej kariery jesteś zadowolony? Bo w 2017 grałeś w młodzieżowej reprezentacji Polski, strzelałeś w finałach CLJ, grałeś w młodzieżowej LM. To, że nie grasz teraz na szczeblu centralnym to wynik przede wszystkim kontuzji?

– Na pewno jest to jeden z głównych powodów. Miałem cztery operacje, po dwie na oba kolana i myślę, że niejeden na moim miejscu już by się poddał. Staram się pracować nad tym, by urazy mnie omijały. W przeszłości nie byłem szczególnie świadomym zawodnikiem. Uważałem, że samą dobrą grą w piłkę daleko zajdę, a zaniedbałem trochę ciało. I te kontuzje pozwoliły mi to zrozumieć, że trzeba pracować nad sobą codziennie.

Co zmieniłeś, aby zminimalizować ryzyko kontuzji?

– Przede wszystkim prewencja przed treningiem, wzmacnianie partii mięśniowych. Do tego lepszy sen, regeneracja po meczach, czy cięższych treningach. To wszystko niweluje potencjalne urazy.

Jesteśmy przy kontuzjach, więc muszę zapytać Cię o jedno zdarzenie z tego sezonu. Po meczu z KSZO, w którym strzeliłeś dwie bramki miałeś wypaść do końca rundy. A zostałeś postawiony na nogi już na kolejny ligowy mecz. Jak to wszystko wyglądało z Twojej perspektywy?

– Dość ciekawa sytuacja (śmiech). Na poniedziałkowym treningu przed meczem z KSZO podkręciłem sobie kostkę. Nie trenowałem do środy, a w czwartek i piątek miałem ją zaklejoną. Być może była nieco za mocno „otejpowana”, przez co nadwyrężyłem trochę stopę.

Przed meczem wziąłem tabletki przeciwbólowe, więc po tym wywalczonym rzucie karnym czułem się dobrze. Nic mi nie dolegało. Zszedłem do szatni się cieszyć i nagle po wspólnej radości nie mogłem chodzić przez ból. Trafiłem na SOR w Tarnobrzegu i okazało się, że mam złamane śródstopie. Nie było do końca wiadomo, czy jest to złamanie świeże, czy stare. Włożono mi nogę w szynę gipsową na 2 dni, pojechałem do znajomego lekarza ortopedy, który kazał mi ją zdjąć i następnego dnia już trenowałem. Po prostu po meczu z KSZO zrobił się stan zapalny i na szczęście mogłem już grać w kolejnym ligowym spotkaniu z Unią.

W Tarnowie było zresztą widać z Twojej strony ogromną motywację aby strzelić bramkę swojemu klubowi z dzieciństwa.

– Zawsze fajne są mecze przeciwko drużynie, którą masz od małego w sercu. Unia to moja pierwsza piłkarska, klubowa miłość i bardzo mi zależało na zwycięstwie, a także na tym, by dobrze się pokazać na tle byłych kolegów z drużyny. Do 20 minuty w Tarnowie Unia nie miała w ogóle podjazdu. Sami ich napędziliśmy. No ale niestety było też przy tym trochę pecha. Chociażby co do decyzji arbitra i 3 punkty przeleciały nam przez palce. Z trenerem Jackiem (przyp. red. – Radosław Jacek – trener Unii) po meczu właśnie się wykłócaliśmy co do decyzji sędziego.

Droga transferowa Kamila Orlika. Zrzut ekranu z serwisu Transfermarkt.pl.

Wróćmy jeszcze do czasów Legii. Jak ten etap życia wspominasz, nawet niekoniecznie piłkarsko? W młodym wieku trafiasz do topowej akademii w Polsce, do stolicy kraju. Ciężko było nie odpłynąć?

– No jest to dosyć ciężkie. Nagle jako mały chłopak ze wsi spod Tarnowa znajdujesz się w stolicy, gdzie jest dużo pokus, ludzi, którzy chcą cię ściągnąć na złą drogę. Trzeba mieć twardą głową i swój cel, żeby w Warszawie zaistnieć. Wielu zawodników tak przepada.

Są różne przypadki, jest to kwestia raczej indywidualna, ale generalnie doradziłbyś młodym zawodnikom taką drogę, aby w młodym wieku przenosić się do większych miast, topowych akademii?

– Zdecydowanie tak, powiem na własnym przykładzie, iż bardzo dużo się tam nauczyłem. Piłkarsko, czy taktycznie. Choć powstawanie LTC zbiegło się z moim odejściem, to i tak infrastruktura była na bardzo dobrym poziomie.

Będąc w Legii miałeś momenty zwątpienia? Samo wejście pewnie musiało być trudne. Nie tylko życie w stolicy, ale też nagle stałeś się jednym z wielu. A w Koszycach Wielkich, czy w Unii byłeś pewnie w gronie najlepszych.

– Wejście było ciężkie, gdy wchodziłem do Legii, każdy z chłopaków grał na bardzo dobrym poziomie. Było to dla mnie coś nowego, że nie dostawałem piłki za każdym razem, musiałem grać bardziej drużynowo i generalnie się zaaklimatyzować.

Za trudniejsze momenty w karierze mam przede wszystkim wspomniane kontuzje. Nigdy nie ma dobrego momentu na uraz, ale zawsze przydarzały mi się w najmniej oczekiwanych momentach, gdy byłem bliski osiągnięcia jakiegoś celu.

Grałeś w Legii z wieloma zawodnikami, którzy w tym momencie grają na wysokim, europejskim poziomie. Sebastian Szymański, Sebastian Walukiewicz, czy Michał Karbownik. Można pewnie jeszcze wielu wymienić. Po każdym było widać, że zrobią dużą karierę?

– Co do Seby Szymańskiego nie było żadnych wątpliwości, że będzie grał na bardzo wysokim poziomie. Jego podejście, talent – to zwiastowało dużą karierę. Można było być pewnym, że zaistnieje przynajmniej w Ekstraklasie. Michał Karbownik podobnie – pracuś i bardzo ułożony zawodnik.

Na ile blisko pierwszej drużyny Legii byłeś? Dochodziły do Ciebie sygnały, że być może wkrótce trener Magiera będzie chciał włączyć Cię do treningów z „jedynką”?

– Wtedy Legia dysponowała bardzo dobrym składem i ciężko było o przebicie się. Natomiast był taki moment w 3 lidze w rezerwach, że byłem w bardzo dobrej dyspozycji, w zasadzie każda akcja przechodziła przeze mnie, bardzo pasował mi też styl trenera Kobiereckiego, który skrzydłowym pozwalał na wiele. Niestety wówczas w 2. kolejce w meczu z Polonią przydarzyła się moja pierwsza kontuzja kolana. Trener Kobierecki wspominał mi, że gdyby nie uraz to byłbym bardzo bliski włączenia do pierwszego zespołu. Pauzowałem 1,5 miesiąca i po kilku meczach znów pojawił się problem z kolanem. Straciłem w zasadzie większą część sezonu. Później było już bardzo trudno wrócić, bo też klub trochę o tobie zapomina, odchodzisz na dalszy plan, a za Ciebie wchodzą inni.

W kategoriach młodzieżowych natrafiałeś też na wielkie talenty w drużynach przeciwnych. Jest szansa, że włączając mecz Premier League, czy Champions League zobaczysz zawodnika, z którym sam się mierzyłeś. Grałeś chociażby przeciwko Gravenberchowi, Botmanowi, Bakkerowi, Destowi, czy braciom Timber. No ale przede wszystkim, w młodzieżowej reprezentacji mierzyłeś się z Erlingiem Haalandem. Pamiętasz to? Już wtedy robił takie wrażenie?

– Szczerze to nie zwracałem wtedy na niego uwagi. To był mecz jeszcze przed młodzieżowymi Mistrzostwami Świata, gdzie pierwszy raz pokazał się światu zdobywając 9 goli z Hondurasem. Długo nawet nie wiedziałem, że na niego trafiłem, jakiś czas temu ktoś mi to powiedział.

Po kilku latach w Legii trafiłeś do drugoligowej Chojniczanki, o której trochę już powiedziałeś, a później do ŁKS-u Łagów. Jak wspominasz grę w Łagowie pod wodzą trenera Pietrzykowskiego, ale też generalnie klimat wokół klubu? Presji pewnie nie mieliście, co jest zupełnym przeciwieństwem w kontekście pobytu w Legii.

– Presji nie było w zasadzie żadnej, patrzyliśmy tylko na każdy kolejny mecz. I też pewnie przez to ten wynik był taki dobry.

Po dwóch kontuzjach w Chojnicach dostałem informację od zarządu, że chcą ze mną rozwiązać umowę. Nie było to dla mnie zaskoczeniem, bo praktycznie rok nie byłem z zespołem. Byłem po tylu przejściach, że rozwiązanie kontraktu nie było dla mnie żadnym ciosem. W styczniu rozmawiałem z Piotrkiem Cichockim, czy Olkiem Wańkiem, których znałem z Legii o tym, żeby przyjść do Łagowa. I ta wizja wspólnej gry mnie przekonała.

W ŁKS-ie walczyłeś o awans m.in. z Siarką. Ten mecz przegrany w 32. kolejce w Tarnobrzegu przez Łagów to jeden z gorszych momentów w Twojej karierze? Na takim etapie rozgrywek mieliście już pewnie ciśnienie na awans.

– Tak, pod koniec sezonu, gdy byliśmy blisko 2 ligi, ciśnienie na awans się pojawiło. Właśnie m.in. przed meczem z Siarką. Natomiast czy był to jakiś gorszy moment w karierze? Chyba nie. Wchodziłem wtedy z ławki, trener miał nieco inny plan na ten mecz, z czym też ciężko było mi się początkowo pogodzić. A gdy pojawiłem się na murawie przegrywaliśmy już 0:2, graliśmy w osłabieniu.

Kartka dla Szymochy zasłużona Twoim zdaniem?

– Tak, zdecydowanie. Śmialiśmy się później z Krystiana, bo gdy zobaczył kartkę zszedłem z nim do szatni i zarzekał się, że nikogo nie złapał, a powtórki po meczu pokazały zupełnie co innego. Zresztą dalej od czasu do czasu sobie to przypominamy w ramach szyderki.

Skrót meczu z ŁKS-em Łagów. W drużynie rywala m.in. Szymocha, Orlik i Cichocki. Źródło: SiarkaTV

W sezonie 2022/23 grałeś już trochę więcej, choć nie przekładało się to na liczby. ŁKS był jednak po rundzie jesiennej liderem, zanosiło się na upragniony awans. A zakończyło się nie przystąpieniem do rundy wiosennej. Kiedy miałeś pierwsze sygnały, że ten projekt może upaść? Był to dla Ciebie trudniejszy moment? Chwilę temu rozwiązałeś kontrakt w Chojnicach, a teraz znów miałeś zostać bez klubu.

– W zasadzie już od początku rundy były jakieś przecieki, że jest nieco gorzej z wypłacalnością, co wcześniej w Łagowie nie było żadnym problemem. Zawsze dostawaliśmy wszystko na czas, a tutaj już we wrześniu było opóźnienie, później przez 2 miesiące nie dostawaliśmy pieniędzy i należności otrzymaliśmy dopiero przed świętami. Wtedy też okazało się, że wycofuje się główny sponsor – Probudex. Prezes szukał jeszcze potencjalnych partnerów, ale ostatecznie wolał zacząć to od nowa niż być chłopcem do bicia.

Powrót do Tarnowa był jedyną opcją?

– Miałem jeszcze jedną propozycję z 3 ligi, ale chciałem wrócić do domu, odświeżyć głowę. Mogłem się skupić przez pół roku na samym graniu i pokazać z dobrej strony, by latem zrobić kolejny krok.

Grałeś w Unii z młodszym o rok bratem Patrykiem, jak wyglądała Wasza rywalizacja w młodości? Który był wcześniej wybierany na podwórku?

– Nie no wiadomo, że ja (śmiech).

Mój brat tak na poważnie o piłce myślał trochę później. Mniej więcej wtedy, gdy byłem już w Legii. Pewnie też na moim przykładzie zobaczył, że piłka to fajna opcja i postanowił pójść w to dalej.

Kamil Orlik na chwilę przed zdobyciem bramki na 2:0 w meczu z Wisłoką. fot. Grzegorz Lipiec/Korso

Ale podtrzymujesz, że sezon skończysz nad nim?

– Tak, zdecydowanie (śmiech). Będzie ciekawa walka.

W szatni mówi się o awansie? Czy raczej nastroje są spokojne?

– Podchodzimy do tego spokojnie, będziemy się skupiać na każdym kolejnym meczu bez większej presji. Presja jest gdzie indziej. Ale na pewno mamy narzędzia, żeby powalczyć o coś więcej. Wszystko jest możliwe.

A masz jakieś cele indywidualne na kolejny sezon?

– Nie mam żadnej konkretnej liczby. Chcę wychodzić na boisko, grać jak najlepiej i pomagać drużynie. Liczby są drugą stroną medalu, choć z pewnością pozwalają w przestrzeni piłkarskiej zaistnieć. Nie oszukujmy się, że każdy na nie patrzy.

Raz w tym sezonie wykonywałeś karnego, którego zamieniłeś na bramkę w meczu z KSZO. Jak wygląda hierarchia?

– Przede mną w hierarchii jest Bartek Sulkowski, ja w zasadzie strzelałem pod jego nieobecność. Jeżeli Bartek będzie skutecznie wykonywał jedenastki, których mieliśmy w tej rundzie dość mało, to nie widzę potrzeby zmian.

Masz dość obszerny repertuar zdobytych bramek. Strzał z dystansu, jak np. w meczu z Karpatami, czy akcja solowa, jak z Orlętami Radzyń Podlaski. Jakie bramki preferujesz?

– Raczej te po indywidualnych akcjach, jak z Orlętami. Ale najwięcej radości w tym sezonie sprawił mi gol z Avią na 2:1, z trudnym rywalem, przy wielu kibicach na trybunach, w niezwykle ważnym meczu.

A przy pierwszym golu w meczu z Avią serce stanęło?

– Trochę tak, wolę trudniejsze sytuacje (śmiech).

Radość po wygranej z Avią. Na pierwszym planie autor dwóch goli – Kamil Orlik. fot. Grzegorz Lipiec/Korso

To na koniec – jak oceniasz współpracę z trenerem Kantorem?

– Na pewno bardzo pozytywnie. Jest trenerem, który chce grać w piłkę, wciąż się rozwijać i myślę, że widać to po naszym stylu gry. Cały czas udoskonalamy swoje atuty, wprowadzamy nowe rzeczy do naszego modelu. Pracujemy też nad mankamentami. Bardzo mi też odpowiada to, że gramy ofensywnie, mam trochę swobody. Liczby to pokazują.

ANKIETA

Najlepszy polski piłkarz na mojej pozycji?

– Myślę, że Kamil Grosicki.

Najlepszy piłkarz na świecie na mojej pozycji?

– Mbappe i Vinicius. Choć ostatnio bardzo podoba mi się też Doku.

Najgorszy moment w karierze?

– Spadek z Legią II do IV ligi, który ostatecznie się nie ziścił.

Najlepszy moment w karierze?

– Mistrzostwo CLJ.

Najgorszy moment w Siarce?

– Mecz z KS-em Wiązownicą.

Najlepszy moment w Siarce?

– Mecz z Avią Świdnik. Dał mi też dużo pewności w kolejnych spotkaniach.

Ulubiony klub?

– Manchester City.

Ulubiony klub w Polsce?

– Legia Warszawa i Wisła Kraków.

Postać w piłce, której zawdzięczasz najwięcej?

– Messi, bo dzięki niemu zacząłem się interesować piłką. A z trenerów to chyba Piotr Kobierecki.

Najlepszy bramkarz z jakim grałeś w jednej drużynie?

– Radek Majecki.

Najlepszy obrońca z jakim grałeś w jednej drużynie?

– Mógł mi ktoś wypaść z głowy, ale chyba Ivan Obradović.

Najlepszy pomocnik z jakim grałeś w jednej drużynie?

– Seba Szymański.

Najlepszy napastnik z jakim grałeś w jednej drużynie?

– Jarek Niezgoda.

Najlepszy piłkarz przeciwko jakiemu grałeś?

– Piotrek Zieliński. Jeszcze w czasach Legii U19 graliśmy sparing z reprezentacją Polski trenera Nawałki, która przygotowywała się do meczu eliminacyjnego do MŚ 2018 z Rumunią. Mieliśmy imitować grę Rumunii. Grał właśnie m.in. Zieliński, Krychowiak, czy Milik.

Ulubiony film?

– Ostatnio oglądałem „Przełęcz ocalałych”.

Ulubiony serial?

– Prison Break, Dom z papieru, Berlin, czy Wikingowie. Jest sporo propozycji.

Ulubiony gatunek muzyczny?

– Hip-hop i starsze utwory.

Kawa czy herbata?

– Kawa.

Danie w kuchni, które wychodzi mi najlepiej.

– Trochę tego jest, bo staram się coś gotować. Niech będzie, że kaczka z sosem śliwkowym.

Góry czy morze?

– Morze.

W wolnym czasie lubisz…?

– Grać w CS-a.

Najlepszy kumpel w Siarce?

– Piotrek Cichocki.

Największy pracuś w Siarce?

– Kacper Prusiński.

Najlepsze poczucie humoru w szatni Siarki?

– Bierzi, zdecydowanie.

Z techniką na bakier?

– Piotrek Cichocki (śmiech).

Gdyby nie piłka, byłbyś?

– Kucharzem.

Rozmawiał Mateusz Pitra