Wywiad z Wojtkiem Muzykiem.
Porozmawialiśmy dzisiaj z naszym nowym piłkarzem, który zadebiutował w ostatnim meczu z Pogonią Siedlce – Wojtkiem Muzykiem. 23-latek opowiedział nam o pierwszych dniach w klubie, a także o całej dotychczasowej karierze.
Po problemach zdrowotnych już nie ma śladu?
Muzyk dość długo zmagał się z problemami z kręgosłupem.
– Nie, staram się o to dbać i temu zapobiegać. Przez tę kontuzję moja świadomość się bardzo zmieniła, ze sztabem prowadzimy obserwacje, wiele rozmawiamy. Jak wiadomo jestem też bez okresu przygotowawczego i w niektórych elementach muszę być luzowany, ale zdrówko jest okej.
Były jakieś poważniejsze myśli, nawet o zakończeniu kariery?
– Był taki moment w marcu, gdy od jednego lekarza usłyszałem, że już nie zagram, ale na szczęście bardzo szybko jeden z rehabilitantów mnie wyprowadził z błędu. Jednak przyszedł moment, gdy byłem już trzeci raz wprowadzany na murawę i znowu coś się stało, poczułem ból. I wtedy była już lekka załamka i myśli, że to może być koniec.
A jak wygląda to teraz? Jesteś pewny, że to już nie wróci?
– Pewny może nie, ale robię bardzo dużo, by to już nie wróciło. Mam swojego lekarza, rehabilitanta, mam swoje ćwiczenia, mam jakieś rzeczy do regeneracji, moja świadomość się zmieniła i mam nadzieję, że te problemy są już za mną.
Czyli gdy przykładowo wracasz po treningu, robisz w domu coś jeszcze więcej?
– Mogę powiedzieć, jak wyglądało to wczoraj. 3 wejścia do lodu, 3 wejścia do ciepłej wody, mam specjalne uciskowe spodnie, które rozbijają mięśnie, czy pistolet również do rozbijania mięśni, staram się bardzo o to dbać, bo wiadomo że też treningi są wymagające i muszę się odpowiednio zregenerować.
Jesteś już u nas tydzień. Możesz nam opowiedzieć o pierwszych wrażeniach z szatni, klubu, czy miasta?
– W klubie naprawdę wszystko super, drużyna mnie fajnie przyjęła. Powiem szczerze, że też sztab szkoleniowy zrobił na mnie wrażenie, bo byłem też już wcześniej w 2 lidze i tutaj jest to różnica na plus dla Siarki. Jeśli chodzi o miasto to jakoś dużo czasu na zwiedzanie nie było, bo jednak wiedziałem, że będę grał w sobotę i byłem skupiony na tym meczu.
Różnica między Tarnobrzegiem, a Warszawą jest pewnie spora.
– Jest duża, mi to przypomina bardziej rodzinne strony.
Wolisz żyć w takim mieście jak Warszawa, czy właśnie Tarnobrzeg?
– Właśnie wolę raczej mniejsze miasta. W Warszawie się bardzo męczyłem. Jestem z Mazur, ze wsi z okolicy Olecka i jednak tam jest bardzo spokojnie, nie ma korków i gdy pierwszy raz przyjechałem do Warszawy to lekko nie było.
W rezerwach Legii grałeś z Piotrkiem Cichockim, a w Olimpii Grudziądz z Bartkiem Sulkowskim. Ułatwiło Ci to wejście do szatni? Może masz z chłopakami jakieś fajne przygody z poprzednich klubów?
– Oczywiście, że mi to pomogło. Od razu się odezwałem do Bartka Sulkowskiego żeby pomógł mi się wprowadzić, bym mógł się już skupić na grze. Z Piotrkiem Cichockim spotykaliśmy się praktycznie tylko na meczach drugiej drużyny, a historii z Bartkiem może lepiej nie będę przytaczał (śmiech). Ale zrobiliśmy wtedy w Olimpii awans, mieliśmy fajną szatnię, super atmosferę, super się dogadywaliśmy.
Jak szybko potoczył się ten temat transferu do Siarki? Kiedy dowiedziałeś się o zainteresowaniu Siarki, kiedy podjąłeś decyzje? Bo tak naprawdę poważne poszukiwania zaczęły się chyba dopiero po meczu z KKS-em Kalisz.
– Niekoniecznie, bo sygnały miałem już przed Kaliszem, ale po tym meczu mocno to przyspieszyło. Trener też chciał się przyjrzeć, bo wiadomo jestem po dłuższej przerwie, chciał mnie zobaczyć, jak wyglądam w treningu. Trenowałem też wcześniej dzięki przyjemności Wigier Suwałki.
Byłeś też testowany w różnych klubach, jak choćby Motor Lublin, czy Wisła Puławy. Co tam poszło nie tak?
– Ogólnie byłem też w czerwcu w pierwszoligowym Zagłębiu Sosnowiec, tam już miałem w zasadzie podpisywać kontrakt, dogadywaliśmy umowę, ale przez osoby trzecie gdzieś to nie wypaliło. Byłem blisko Puław, tam to się rozmyło trochę o kwestię też tego, że Wisła szukała raczej młodzieżowca na tę pozycję. Był również temat Motoru i szczerze powiedziawszy gdybym przyjechał tydzień wcześniej, to temat byłby pewnie klepnięty, ale zbiegło się to ze zmianą trenera i dyrektora, który miał swój pomysł na budowę drużyny.
Pamiętasz swoją ostatnią wizytę przy AN2? Grałeś w barwach Olimpii Grudziądz, Kamil Radulj pokonał Cię wtedy pięknym uderzeniem z dystansu i wygraliśmy 1:0.
– Pamiętam, to była wtedy nasza pierwsza porażka w 2 lidze. Byliśmy wtedy spadkowiczem i mieliśmy też dość wysokie mniemanie o sobie. Oczywiście podchodziliśmy z szacunkiem do rywali, ale nastawienie mieliśmy takie, że rozniesiemy tę ligę. Wygraliśmy pierwsze dwa mecze, poczuliśmy się mocni, a tutaj przyjechaliśmy do Tarnobrzega i w 1 połowie Siarka nas zmiażdżyła. Jechała z nami okrutnie. A bramkę Kamila pamiętam, z lewej nogi z dystansu w okienko.
Puściłeś kiedyś jakąś piękniejszą?
– Chyba z Widzewem na 0:1. Już nie pamiętam, kto strzelił (przyp. red. chodziło o trafienie Macieja Kazimierowicza), ale dostał piłkę na szesnastkę i strzelił od poprzeczki w okienko. Ale ta Kamila była na pewno też jedną z ładniejszych.
I ten sezon w Grudziądzu sprawił, że trafiłeś do Legii.
– Już zimą pojawiały się tematy różnych klubów, wiedziałem, że rozegrałem całkiem niezły sezon, że w ekstraklasie mogę być młodzieżowcem i widziałem też trochę co się dzieje w Olimpii, że raczej nie będzie dobrze i też po 2,5 roku potrzebowałem nowego bodźca. Miałem przeświadczenie, że tam już doszedłem do ściany i nie będę się tak szybko rozwijał. Miałem również świadomość, że żeby wejść na ten wyższy poziom muszę iść wyżej i spotkać się z lepszymi zawodnikami, lepszym sztabem i chciałem też podnieść swoje umiejętności.
Kto w Legii z pola zrobił na Tobie największe wrażenie? Kto robił największą różnicę?
– Pamiętam, że moje pierwsze treningi odbyły się na obozie i w oczy rzucił się od razu Andre Martins. Przyjęcie wyprowadzające, pasy cięte idealne, uwielbiam takich zawodników niskich w środku pola, dosyć silnych na nogach. Na pewno też Michał Karbownik. Miał niesamowity doskok do zawodnika, idealny timming, coś a’la N’golo Kante. No i na pewno jeszcze bramkarze, technicznie Radek Cierzniak robił duże wrażenie swoim doświadczeniem, spokojem, dużo podpowiadał. No i oczywiście trener Dowhań i Mucha ze sztabu.
Dużo wyciągnąłeś z treningów z Arturem Borucem?
– Artur to osoba – nie wiem, czy to dobre określenie – która na boisku ma wszystko w nosie. Niczym się nie przejmuje. Patrzysz na niego i nie widzisz negatywnych emocji. Tak stricte w bramce to zawsze zachowywał duży spokój. Nie wiem jak to dobrze wytłumaczyć, ale nie potrzebuje on wielu ruchów nogami. Jego ruchy są idealne do tego by złapać piłkę, potrafi się dobrze ustawić. No i przede wszystkim niesamowita charyzma, jak zresztą widać. Pamiętam pierwsze spotkanie z nim gdy jeszcze nie był oficjalnie podpisany, były jakieś plotki, że przyjdzie i wszedł do szatni to zapadła cisza jak makiem zasiał. Po prostu wszedł król i nikt się nie odzywał.
Jakie są tajniki warsztatu trenera Dowhania? Co ma takiego, że uchodzi on w Polsce za „guru” trenerów bramkarzy?
– Mi się rzucało w oczy przede wszystkim mega doświadczenie, mega oko do zawodników. Widział twój każdy niepotrzebny mikro ruch. Złe ułożenie stopy, złe ułożenie rąk do chwytu, ale przekazywał to w taki sposób, z takim uśmiechem, że wierzyłeś mu we wszystko. Miał dar przekonywania, potrafił wyczuć sytuacje, wiedział jak z tobą rozmawiać. Wiadomo, że każdy człowiek jest inny, z jednym rozmawiasz w taki sposób, z innym w taki, a on na bazie swojego doświadczenia potrafił to robić. I też co fajne to choć byłem w kadrze trzecim bramkarzem, to dzięki trenerowi pierwszemu i trenerowi bramkarzy czułem się potrzebny. Nie czułem, że jestem tylko do treningu i tyle.
Była grzałka przed meczem z Lechem Poznań, gdy debiutowałeś w ekstraklasie? Jest pewnie z tyłu głowy, że zaraz debiutuję w takim meczu.
– Ale mega pozytywna. Byłem super przygotowany, wiedziałem dużo wcześniej, że wyjdę w tym meczu. Dostałem wsparcie, zresztą też lubię takie mecze. Mega mnie to nakręcało w sposób pozytywny, że za chwilę wszyscy będą na mnie patrzyli w ten sposób, że „ciekawe jak się pokaże”, że „debiutuje w ciężkim meczu”. Mnie to pozytywnie nakręcało.
Których bramkarzy podpatrujesz, by wziąć od nich jak najwięcej?
– Jak byłem młodszy, to był stricte Artur Boruc i koniec. Pamiętam moje pierwsze świadome MŚ w 2006 roku, mega bronił, zrobiła się na niego moda i ja wtedy też łapałem bakcyla na bronienie, a Artur miał świetny okres, bo były to czasy Celticu, Ligi Mistrzów itd. A później brałem od każdego po trochu. Od Neuera, Ter Stegena, Alissona, Edersona itd
Jeszcze pytanie odnośnie bronienia jedenastek, bo kilka w życiu obroniłeś (w tym raz nawet Michałowi Bierzało). Masz do tego naturalną czutkę, czy jest to podparte analizą?
– Jest to też trochę czutka, ale sporo może podpowiedzieć rozbieg, najważniejsze w tej sytuacji to zachowanie spokoju. Nie jestem fanem wybierania sobie rogu, że wybieram prawy i idę w prawy, tylko zawsze staram się po nabiegu obserwować co może zrobić dany zawodnik.
Był już chrzest w szatni?
– Jeszcze nie było.
A w Legii?
– Był, na obozie w Austrii. Musiałem bardzo agresywnie, ale w ramach rozsądku podejść do trenera Vukovica i Dowhania z pretensjami dlaczego nie gram w Legii. Pamiętam, że Kacper Kostorz też wtedy był nowym zawodnikiem i musiał tańczyć z panią Ewą, naszą kucharką.
To na koniec jeszcze krótka ankieta.
Ulubiony klub?
– Barcelona.
Idol z dzieciństwa?
– Boruc.
Ulubiony bramkarz aktualnie?
– Ter Stegen.
Twoja najmocniejsza strona?
– Dobre ustawienie i względny spokój na bramce.
A najsłabsza?
– Pewnie gra lewą nogą.
Ofensywny piłkarz Siarki, który sprawia Ci najwięcej problemów na treningach?
– Agudo, bo macha tą nogą i nie wiadomo co zrobić.
Ulubiony serial?
– Dom z papieru.
Ulubiony gatunek muzyczny?
– Rap.
Rozmawiali Mateusz Pitra i Jan Rusinek.