shopping-bag 0
Ilość : 0
Razem : 0,00 
Zobacz koszyk Zamówienie

Śnieżna katastrofa

Mecz z GKS-em Jastrzębie jawił się z gatunku tych o 6 punktów. Przed spotkaniem GKS plasował się na 12. miejscu z 24 punktami, z kolei my byliśmy w strefie spadkowej, ale ze stratą raptem dwóch oczek do GKS-u i punktu do bezpiecznej pozycji. Mecz w Jastrzębiu był idealną okazją, by złapać choć na chwilę oddech, wyjść spod kreski, pokonać rywala również walczącego o utrzymanie i wrócić na zwycięski szlak. Wrócić, bo ostatnie ligowe spotkanie Siarkowcy wygrali w Pruszkowie w 18 kolejce. A w ostatnich 10 ligowych potyczkach na drugoligowym podwórku, tarnobrzeżanie wygrali tylko 2 razy.

Spotkanie w Jastrzębiu ze względu na zły stan murawy rozpoczęło się z 45-minutowym opóźnieniem. W zmaganiach ze śniegiem pomagali również nasi zawodnicy i sztab szkoleniowy. Ostatecznie spotkanie udało się rozegrać i o 14:45 Robert Marciniak zagwizdał po raz pierwszy.

Pierwsza połowa optycznie była całkiem równa, jednak większy niedosyt możemy mieć bez cienia wątpliwości my. Najpierw po rzucie wolnym przy linii autowej zakotłowało się pod bramką Antkowiaka, jednak 23-letniego bramkarza uratował słupek. Chwilę później znów obramowanie bramki ratowało gospodarzy. W polu karnym do sytuacji strzeleckiej doszedł debiutujący od pierwszej minuty Alan Lubaski i płaskim, trochę przypadkowym strzałem uderzył na bramkę Antkowiaka, jednak znów na drodze do siatki stanął słupek. Ten sam zresztą co kilka chwil wcześniej. Gospodarze w zasadzie poza ciekawym, technicznym uderzeniem Vaza na dalszy słupek bramki Muzyka nie wykreowali sobie nic więcej. Pierwsza część meczu dawała więc spore nadzieje i choć znów, po raz 9-ty już Siarkowcy remisowali 0:0 po pierwszych 45 minutach, to można było być dobrej myśli przed drugą odsłoną.

Druga połowa to najczarniejsze 45 minuty Siarki w tym sezonie, generalnie w ostatnich – chyba nie pomylę się za bardzo – latach. Choć w głowie zostaje mecz z Hutnikiem, to ta porażka była jeszcze bardziej bolesna, gdyż ten ranga meczu niepodważalnie wyższa. Już kilka chwil po rozpoczęciu drugiej połowy gospodarze wykorzystali nasz indywidualny błąd w defensywie i za sprawą Daniela Stanclika wyszli na prowadzenie. Raptem 3 minuty później na pole karne dośrodkował Bartek Sulkowski, a do bezpańskiej piłki dopadł Ivan Agudo i dał nam wyrównanie! Był to trzeci gol Hiszpana w tym sezonie. Mecz rozpoczął się więc od nowa, ale to teraz my byliśmy na fali. Niestety, trochę wyprzedzę fakty – była to nasza ostatnia sytuacja w tym meczu. W 77 minucie najpierw sami nabiliśmy się piłką i sprokurowaliśmy rzut rożny, po którym gospodarze wyszli na prowadzenie po raz drugi w tym meczu. Tym razem gola strzelił Dariusz Kamiński. Ten sam zawodnik kilka chwil później wykorzystał kontratak GKS-u i pokonał Muzyka drugi raz w meczu. To było niezwykle nieudane popołudnie dla sympatyków naszego klubu, ale też z całą pewnością dla drużyny i sztabu szkoleniowego. Niejednemu kibicowi pojawiły się czarne myśli po tej porażce i nie jest to nic dziwnego. Ale do końca sezonu zostało jeszcze 12 meczów, więc wcale nie trzeba mieć pesymistycznego nastawienia. Już za tydzień zmierzymy się w odległej Stężycy z Radunią i w tym meczu będziemy mieć okazję do powrotu na zwycięską ścieżkę.

BRAMKI: Stanclik 49′, Kamiński 77′, 81′ – Agudo 52′

SKŁAD: Muzyk – Ziółkowski, Bierzało, Stefanik, Sulkowski (Jania 58′) – Tyl, Hrnciar (Bieniarz 46′), Cichoń (Yatsenko 81′) – Agudo, Lubaski (Adamek 67′), Cichocki (Mróz 67′).

KARTKI W NASZEJ DRUŻYNIE: Hrnciar 28′, Sulkowski 94′