„Nie popadamy w hura-optymizm” – rozmowa z Piotrem Kasperkiewiczem
Zapraszamy na krótką rozmowę z naszym pomocnikiem, Piotrem Kasperkiewiczem.
Za nami pierwsze pięć kolejek ligowych, na koncie 13 punktów i 0 porażek. Lepszego startu nie mogliśmy sobie wymarzyć.
Zgadza się, wiedzieliśmy, że mamy dobry zespół, ale nie spodziewaliśmy się aż tak dobrego początku i 13 punktów po pięciu seriach gier. Bardzo się z tego powodu cieszymy, ale też nie popadamy w jakiś hura-optymizm, bo do końca ligi zostało jeszcze 29 meczów, więc cały ciężki i długi sezon dopiero przed nami, ale na pewno to jest plus, że tak wystartowaliśmy i w tych pięciu meczach zdobyliśmy trzynaście punktów. Pozostaje nam teraz podtrzymać tę passę, niech trwa ona jak najdłużej.
Miałeś okazję już poznać boiska trzecioligowe, które chyba nie należą do najłatwiejszych.
Tak, miałem przyjemność grać w Aleksandrowie [Sokół Aleksandrów Łódzki; przyp. red.] i zgadzam się, bo uważam, że czym niżej się gra tym jest ciężej, w wyższych ligach panuje wyższa kultura gry, jakość, więcej czasu jest i miejsca. Szkoda, bo w Sokole zespół miał aspiracje na awans do II ligi, po pierwszej rundzie mieliśmy chyba 8 punktów przewagi, ale nie udało nam się awansować, Legionovia awansowała. Bój trwał do ostatniej kolejki, ale gdzieś go sobie tam zaprzepaściliśmy, jakieś tam głupie remisy w drugiej rundzie co spowodowało to, że Legionovia nas wyprzedziła, która w drugiej rundzie wygrała 14 meczów z rzędu, także tych punktów trochę zabrała i ogólnie żałuję, bo wykonaliśmy wtedy kawał dobrej roboty i chyba 74 punkty zdobyliśmy w tamtym sezonie, ale nie udało się awansować, także wiem jak już to wygląda i mówię, nie ma co popadać już w jakiś hura-optymizm, bo jeszcze 29 meczów zostało, także daleka droga jeszcze do awansu, tym bardziej, że tylko jeden zespół awansuje w tej trzeciej lidze, ogólnie nie jest lekko i łatwo.
Pochodzisz ze sportowej rodziny, tata piłkarz, brat piłkarz. Czy to, że zostałeś piłkarzem to zasługa genów?
Czy zasługa genów? Na pewno coś w tym jest, bo oprócz taty i brata moja mama uprawiała lekkoatletykę, biegała na 400 metrów, przez 12 lat była Mistrzynią Polski, zdobyła brązowy medal Mistrzostw Europy w sztafecie. Ojciec grał w piłkę, nawet zdobył Puchar Polski z Widzewem i mówiąc szczerze to razem z bratem gdzieś tam od małego, z własnej nieprzymuszonej woli, ganialiśmy za piłką, w którą chcieliśmy i grać i tak to już się potoczyło. Nie wyobrażałem sobie, że coś innego będę robił, ukierunkowany byłem od najmłodszych lat. Cieszę się, że robię to co kocham i to co sprawia mi przyjemność. Najważniejsze, że zdrowie dopisuje.
Jakie czynniki miały wpływ na to, że zdecydowałeś się podpisać kontrakt z Siarką Tarnobrzeg?
Na pewno trener i prezes mnie do tego przekonali, żeby tu przyjść, były stawiane cele powrotu do II ligi i troszeczkę się zespół tutaj zmienił. Swój wpływ miał też Artur Lenartowski, który nakłaniał mnie do tego transferu, z którym dużo rozmawiałem przed przyjściem tutaj i mój serdeczny przyjaciel, Mateusz Broź, który również pomógł mi podjąć decyzję o tym, żeby kontynuować swoją przygodę w Siarce. Z upływem czasu, tych dwóch miesięcy spędzonych w Tarnobrzegu jestem ogólnie zaskoczony bardzo na plus tym wszystkim co tu zastałem.
Jakie cele stawiasz sobie na ten sezon?
Jakie cele sobie stawiam…
Indywidualne czy bardziej skupiasz się na drużynowych?
Drużynowe, chciałbym żebyśmy awansowali do II ligi, co mi się nie udało w Sokole. Jeśli chodzi o indywidualne to nie mam sprecyzowanych celów. Skupiam się na drużynie.
W swoim portfolio masz pobyt w wielu klubach. Który z nich wspominasz najlepiej?
Lechię Gdańsk i Miedź Legnica, ale chyba bardziej Lechię Gdańsk. To był taki okres, który najlepiej wspominam, spędziłem w Gdańsku 4 lata, gdzie trochę niefortunnie to wszystko się potoczyło, bo złapałem kontuzję na rozgrzewce przed meczem z Ruchem Chorzów – pęknięcie kości śródstopia, przez co 8 miesięcy nie grałem w piłkę. Niestety przydarzyła się ta kontuzja w kluczowym dla mnie momencie, gdy wywalczyłem sobie miejsce w ekstraklasowym składzie i miałem grać, ale cóż, takie życie piłkarza. Później była mozolna rehabilitacja, po której myślałem, że szybko wrócę do optymalnej dyspozycji, ale jak się okazało to nie jest takie proste.
A epizod na niemieckich boiskach?
Fajne doświadczenie, inny klimat, inny styl grania w piłkę i życia. Złapałem trochę nowego doświadczenia. Miałem możliwość pozostania tam dłużej, ale zdecydowałem się na powrót do Polski ze względu na sprawy prywatne.
Jesteś łodzianinem, więc zapytam o sympatie kibicowskie. ŁKS czy Widzew?
W ŁKSie chwilę grałem w trampkarzach, miałem tam króciutki epizod, a tak szczerze to trochę bardziej moje uczucia sięgają ku Widzewowi, ale ogólnie to mniej więcej zachowuje neutralność. Brat jest widzewiakiem, jeździ na mecze, kibicuje i żyje tym klubem, więc bardziej on.
W jednej drużynie z bratem?
Miałem taką możliwość w Widzewie właśnie kiedy odszedłem z Miedzi Legnica, to był sezon, gdy Widzew spadł do I ligi i bardzo chciałem w tym Widzewie być, gdzie w tym czasie właśnie brat był w Łodzi, ale ostatecznie nasze drogi się rozeszły, bo koniec końców wróciłem do Legnicy, a brat został w Widzewie.
Podobno kiedyś grałeś w koszykówkę, masz na koncie nawet mistrzostwo akademickie.
Tak, grałem, ale czy byłem mistrzem to już nie pamiętam. Moja klasa była klasą sportową, chodził ze mną Rafał Kujawa, obecny zawodnik ŁKSu. Było w tej klasie kilku ciekawych chłopaków i braliśmy udział we wszystkich turniejach z wszystkich dyscyplin – przełajach, skoku wzwyż, w dal, w nogę, w kosza i we wszystko wygrywaliśmy. Byliśmy jedną z lepszych ekip w województwie.
Powodzenia w (S)iarkowych barwach Piotrek i spełnienia wszystkich życzeń sportowych i prywatnych. Dzięki za rozmowę.
Rozmawiał Jakub Dryś