Komornicki: „Praca w Tarnobrzegu to dla mnie wyzwanie”
To dla wszystkich kibiców Siarki ogromna niespodzianka. Następcą Włodzimierza Gąsiora został Ryszard Komornicki. Z naszym nowym trenerem udało nam się porozmawiać po pierwszym treningu z drużyną.
Panie trenerze, co pana skłoniło do opuszczenia Szwajcarii i przyjazdu do Tarnobrzega?
To była szybka decyzja. Zadzwonił do mnie Czarek Kucharski i to on mnie przekonał. Znam się z Czarkiem od wielu lat, grałem z nim w piłkę, chciał jakoś pomóc swojemu byłemu klubowi. Porozmawiałem z żoną i zdecydowałem się ruszyć w drogę. Z Czarkiem rozmawiałem rano przed godziną ósmą, o jedenastej przekazałem mu, żeby rezerwował bilet lotniczy do Warszawy. Wieczorem tego samego dnia byłem już w Tarnobrzegu. Ktoś może zapytać: po co mi to? Ja jestem na takim etapie życia, że mi nic nie może już specjalnie zaszkodzić. Zrobiłem coś, na co pewnie wiele osób nie potrafiło by się zdecydować. Jestem optymistą, jest tutaj dużo fajnych, młodych chłopaków, fajny klub, obiekty. Nikomu nic nigdy nie obiecywałem, nie wiem jak się tutaj moja misja skończy, ale zrobię wszystko, żeby utrzymać w Tarnobrzegu drugą ligę. Wierze, że nasza praca przyniesie efekty.
Gdzie pan ostatnio pracował?
Ostatnio pracowałem jako szkoleniowiec w FC Olten. Na początku sezonu prezes klubu, który jest moim kolegą poprosił mnie o pomoc. Pracowałem tam za darmo, klub miał i ma ogromne kłopoty finansowe. Problemów było mnóstwo, na treningach rzadko miałem więcej niż dziesięciu chłopaków, na ławce podczas meczów zdarzało się, że siedział obok mnie tylko asystent. Ale zajęliśmy ósme miejsce, co uważam za duży sukces. Zrezygnowałem, bo nie mogę sobie pozwolić na to, żeby przez tyle miesięcy pracować za darmo. Ostatnie miesiące pomagałem młodym piłkarzom: miałem za zadanie oglądać ich mecze, wyłapywać błędy, proponować im treningi i ćwiczenia, by te złe elementy poprawić.
Ciągnęło na ławkę trenerską?
Tak, oczywiście. W tym roku skończę 60 lat, ale absolutnie nie czuje się wypalony i stary. Brakowało mi tego i dlatego też tu jestem. Ubrać się w sprzęt, założyć piłkarskie buty, wyjść na boisko – tego mi było trzeba, nie ma nic dla mnie piękniejszego.
Kiedyś przeczytałem jeden z pana wywiadów, zarzekał się pan w nim, że w Polsce już pracować nie będzie.
Tak powiedziałem? Nie pamiętam, chociaż to możliwe. Poznałem mechanizmy rządzące polską piłką, byłem tym po mojej pracy w Zabrzu mocno zmęczony. Ale też nie mam większych już ambicji trenerskich, w Bundeslidze pracować już nie będę, kadry narodowej też nie. Pracowałem w Szwajcarii i Polsce w pierwszych ligach, w Szwajcarii też w drugiej, trzeciej, czwartej i piątej. Każda praca to wyzwanie. Ta w Tarnobrzegu też. Uważam, że mogę pomóc drużynie i skierować ją na właściwe tory. Sam jednak tego nie zrobię, potrzebuje pomocy chłopaków, bo sam na boisko już niestety nie wybiegnę.
Jakim rodzajem trenera pan jest w trakcie meczów? Furiat na ławce czy raczej spokój i opanowanie.
Zdecydowanie spokój i opanowanie. Owszem jakieś niezbędne wskazówki czy podpowiedzi z mojej strony mogą się pojawić w trakcie meczu, ale zdecydowanie nie jestem typem furiata na ławce, nie zobaczycie mnie latającego przy linii bocznej, dyskutującego z sędziami. To tylko wprowadza niepotrzebną nerwowość. Tego samego oczekuje od całej ławki rezerwowych. Ma być spokój i żadnych dyskusji.
Pierwsze wrażenia z pobytu w Tarnobrzegu?
Bardzo dobre. Czuje się w klubie bardzo dobrze i dziwnie, bo nic jeszcze nie zrobiłem, a wszyscy są wobec mnie tacy mili i uśmiechnięci (śmiech). Nie znam chłopaków, dlatego zależało mi na rozmowie z nimi. Nie było jeszcze czasu na indywidualne rozmowy, ale udało się porozmawiać grupowo. Chce do nich dotrzeć, chce żeby mi uwierzyli w to co mówię. Umiejętności piłkarskie się liczą, ale ważna jest też głowa. Chce żeby dobrze się chłopcy czuli, żeby też się otworzyli, rozmawiali ze mną.
Do meczu ze Stalą zostało już niewiele czasu. Co można zmienić przez trzy dni?
Myślę, że trochę gry w obronie, organizację defensywy i dotrzeć można do głów, trochę je odblokować. Chłopaki potrafią grać w piłkę, grają ambitnie, agresywnie, czasem może i zbyt agresywnie. Za duża agresja nie jest nam potrzebna. Zauważyłem, że mamy wysoki zespół, nieźle grający głową, są chłopcy co potrafią niezłą piłkę wrzucić z bocznych stref. Musimy te swoje atuty wykorzystać. Chcemy grać elastycznie: jak będzie potrzeba to wysoko, a jak będzie potrzeba to nisko. Ważne, żeby robić wszystko z głową, razem i w sposób zorganizowany, żeby każdy wiedział o co chodzi i żeby sobie chłopcy pomagali: jak jeden zrobi błąd od razu musi być ktoś kto ten jego błąd naprawi. Musimy zacząć od poprawy gry w defensywie i musimy nauczyć się cierpliwości. Nie możemy też poddawać się w przypadku niepowodzeń. Zresztą chłopaki mają świetny przykład z ostatniego meczu, kiedy to rywale odrobili dwubramkową stratę. Sam jestem ciekawy jak będziemy wyglądać. Oczywiście jestem przygotowany na każdą okoliczność i biorę też na siebie pełną odpowiedzialność za wynik. Nie usłyszycie ode mnie w przypadku porażki: „ja tej drużyny nie przygotowywałem, ja jej nie budowałem”. Nie wiemy jeszcze czy zagramy trójką z tyłu, czy czwórką, myślę, że zadecydujemy o tym po kolejnym treningu. Zmiany w samym sposobie gry jednak na pewno będą. Przede wszystkim nie możemy tak grać w obronie. Chcemy skupiać się na każdym treningu, robić postępy i mam też apel: unikajmy stwierdzeń, że coś musimy. To nie pomaga – proszę mi uwierzyć. Będziemy chcieli wygrać każdy mecz i jeśli będziemy mieć pomysł, będziemy potrafili ten pomysł zrealizować to wyniki będą.