KAMIL BESZCZYŃSKI: „Moja praca sprawia mi frajdę”
Nie jest najlepszym bramkarzem w historii klubu, ale być może to on najlepiej z wszystkich bramkarzy Siarki grał nogami. Od ponad dwóch lat nie wystąpił w żadnym ligowym meczu, ale realizuje się jako trener bramkarzy. Zapraszamy na rozmowę z Kamilem Beszczyńskim, który opowiedział nam m.in. o swoich początkach na bramce, o tym jak wyglądał jego debiut ligowy przed prawie dziesięciotysięczną publicznością, dowiecie się także jak ocenia potencjał bramkarzy, których miał lub ma pod swoją opieką.
Masz brata bliźniaka, którego kibice też doskonale kojarzą z gry w Siarce. W dzieciństwie wyglądało to u was klasycznie: on strzelał, a ty na bramce?
Z Danielem zaczęliśmy treningi w wieku 8 lat w rodzinnych Gorzycach. Do bramki wszedłem późno, gdzieś w 12 roku życia. Na początku grałem w pomocy, natomiast Daniel od zawsze był obrońcą.
W takim razie jak to się stało, że trafiłeś w końcu do bramki?
W przeciwieństwie do Daniela, który teraz jest wyższy ode mnie, ale długi czas był drobny i niski, ja wśród rówieśników zawsze wyróżniałem się wzrostem. Pewnego razu postawił mnie między słupkami trener Gierach i tak się zaczęło. Zostałem na bramce i szło mi całkiem nieźle. Już jako 16-latek brałem udział w treningach pierwszego zespołu. Wtedy trenerem Tłoków był Jacek Zieliński. To on mnie zaprosił na zajęcia do drużyny seniorów. Tam pracowałem pod okiem trenerów: Janusza Gieracha, któremu chyba najwięcej zawdzięczam i Roberta Mazura. Konkurencja wśród bramkarzy była spora, wówczas zdecydowanie lepsi i bardziej doświadczeni byli ode mnie Krzysztof Pyskaty i Krzysiek Petrykowski.
Debiutu w pierwszym zespole doczekałeś się jednak dość szybko i to w bardzo ważnym meczu – barażach o awans do drugiej ligi.
Tak, to był mój debiut w meczu ligowym, za trenera Józefa Antoniaka. W pierwszym meczu zremisowaliśmy u siebie bezbramkowo z Radomiakiem, a Krzysiek Petrykowski dostał żółtą kartkę. Musiał pauzować w rewanżu no i ja wskoczyłem do bramki. Przegraliśmy w Radomiu 0:3, ale nikt nie miał do mnie po meczu większych pretensji, nawet byłem chwalony za występ.
Nogi ci się nie trzęsły?
Wejście na rozgrzewkę było ciężkim przeżyciem dla takiego młodego chłopaka jak ja. Na trybunach prawie 10 tysięcy ludzi, gorąca atmosfera. Stres był, ale szybko zszedł ze mnie. Jak tylko zaczęli nas kibice wyzywać. Nakręciło mnie to pozytywnie. Szkoda, że nie udało się wtedy coś ugrać, ale rywale byli lepsi. Dwa gole strzelił mi Maciej Terlecki, jednego Grażvydas Mikulenas.
W kolejnym sezonie grałeś już regularnie?
Tak, kolejny sezon grałem już niemal wszystkie mecze, zespół odmłodzono, skończył się czas prosperity w Gorzycach. Występowałem wtedy już wspólnie z Danielem, niestety spadliśmy z trzeciej ligi. Po sezonie skorzystałem z oferty Naprzodu Jędrzejów.
Miałeś w tym samym czasie pierwszą propozycję z Siarki. Chciał cię w swoim zespole Stanisław Gielarek.
Tak, było zainteresowanie Siarki, ale wybrałem Jędrzejów. Po pierwsze: trzeba było za mnie zapłacić i Naprzód zdecydował się wyłożyć pieniądze. Po drugie: moja ówczesna dziewczyna, a obecnie małżonka, studiowała wtedy w Kielcach i chcieliśmy być blisko siebie. Dlatego trafiłem do Naprzodu, ale już po roku przeniosłem się do Kraśnika. Tam bardzo dużo mi dały treningi specjalistyczne z Adamem Piekutowskim. Po ponad dwóch latach, zimą zgłosiła się po mnie Wisła Puławy. W drugim moim sezonie awansowaliśmy z Wisłą do drugiej ligi. Pograłem tam rundę i wróciłem do Jędrzejowa, do trzeciej ligi. Latem zgłosiła się ponownie Siarka i tym razem wylądowałem w Tarnobrzegu.
Dostałeś ofertę z Siarki, która była beniaminkiem i szykowała się na swój pierwszy po latach sezon w drugiej lidze.
Chciał mnie trener Szymczak w swoim zespole. Oczywiście druga liga była dla mnie magnesem. Oferta idealna: blisko domu, blisko rodziny, żona znalazła prace w Sandomierzu więc wszystko przemawiało za Siarką. W klubie grał już wtedy Daniel i też namawiał mnie do przyjścia.
Przyszedłeś do Siarki, ale miejsca w składzie za darmo nie dostałeś. Konkurowałeś z Łukaszem Ćwiczakiem, który wywalczył z zespołem awans.
Wtedy znów trafiłem pod skrzydła trenera bramkarzy Roberta Mazura, którego też dobrze wspominam – bardzo dobry fachowiec. Co do rywalizacji z Ćwiczem: Łukasz doznał kontuzji kolana w okresie przygotowawczym i to ja zacząłem sezon. Grałem chyba do dziewiątej kolejki, a potem graliśmy tak w kratkę. Trochę ja, trochę Ćwiczu. Trener Szymczak jakoś nie mógł się zdecydować na żadnego z nas, zresztą nie dziwie mu się, bo żaden z nas nie grał olśniewająco. Pod koniec jesieni Michała Szymczaka zastąpił Artur Kupiec. Dokonał małej rewolucji w kadrze, ale na pozycji bramkarza nic się nie zmieniło, zostaliśmy z Łukaszem na rundę wiosenną. U Kupca broniłem regularnie. Choć wiosnę w bramce zaczął Łukasz, to jednak po porażce w Suwałkach usiadł na ławkę. Podobnie jak jesienią miałem dobre mecze, ale przytrafiały mi się też słabe występy. Pamiętam, że słabo zagrałem w moim zdaniem kluczowym meczu o utrzymanie, czyli z Unią Tarnów, który zamiast wygrać to zremisowaliśmy. Po tym meczu zeszło nas powietrze. Spadliśmy z ligi i utrzymaliśmy się tylko dzięki decyzjom przy zielonym stoliku.
W Siarce nastąpiła zmiana na stanowisku trenera, trener Tułacz sprowadził cały wagon nowych zawodników. Pojawił się też Artur Melon, z którym miałeś rywalizować o miejsce w składzie.
U Tułacza trenowałem, ale bez większych nadziei na granie. Moje losy ważyły się do końca okienka transferowego. Pojawił się temat Oskara Pogorzelca, no i jak trafił do Tarnobrzega to ja musiałem szybko szukać klubu. Były propozycje z trzeciej ligi, ale nie chciałem się nigdzie daleko ruszać. Pojawiła się oferta z drugoligowej wówczas Stali Rzeszów. Chciałem być blisko domu, więc podpisałem kontrakt w Rzeszowie.
Tam nie nagrałeś się zbyt wiele.
Tak, bronił tam wychowanek Miłosz Lewandowski, a ja byłem jego zmiennikiem. Trenerem bramkarzy był tam wtedy Waldek Piątek. W pierwszym sezonie nie zagrałem żadnego meczu, w drugim już po spadku uzbierałem kilka występów.
W następnym sezonie dość niespodziewanie znów wylądowałeś w Siarce.
Wróciłem do Tarnobrzega. Prezes Dziedzic złożył mi propozycję, miałem być drugim bramkarzem, na pierwszego szykowany był Paweł Pawlus. Trenerem bramkarzy był Waldek Piątek. Na inaugurację to jednak ja zagrałem i występowałem do meczu z Rakowem, kiedy to doznałem kontuzji. Potem po kilku kolejkach uraz złapał Paweł i wróciłem do bramki. W końcówce znów z tego co pamiętam bronił Pawlus. Zimą odszedł Waldek Piątek, a ja dostałem propozycję objęcia funkcji trenera bramkarzy. Rundę wiosenną zaczął w bramce Pawlus, jednak po jego kontuzji wskoczyłem do składu i broniłem już do końca sezonu. Grałem naprawdę nieźle, nawet miałem sporo propozycji z innych klubów po sezonie, ale nie byłem już zainteresowany wyprowadzką z Tarnobrzega.
Paradoksem jest, że ostatni mecz tamtego udanego dla ciebie sezonu był twoim ostatnim występem ligowym. Od ponad dwóch lat już nie grasz i skupiasz się na szkoleniu bramkarzy.
Od tamtego udanego sezonu faktycznie nie gram, bywam drugim bramkarzem gdy jest taka potrzeba, ale generalnie skupiam się już przede wszystkim na trenowaniu. Bardzo lubię to co robię i sprawia mi to sporą frajdę.
Pierwszym twoim podopiecznym był Karol Dybowski. Co powiesz na temat tego zawodnika?
Przychodził do nas po to, by podnieść swoje umiejętności. Pierwszą rundę miał moim zdaniem mocno przeciętną. Był jednak bardzo ambitny i wiedział czego chce w życiu. A chce bronić. Robił bardzo szybko postępy. Druga runda była już więcej niż dobra, świetnie grał też w kolejnym sezonie. Pojawiła się zimą oferta z ekstraklasowego Piasta Gliwice i Karol z tej oferty postanowił skorzystać.
To była dobra decyzja? Z perspektywy czasu jak to oceniasz?
Powiem tak: gdybym był wtedy na jego miejscu zrobiłbym to samo. Takie oferty czasem dostaje się raz w życiu. Karol podjął ryzyko, chciał być blisko tej wielkiej piłki, wierzył w siebie i wierzył, że mu się uda. Niestety nie doczekał się debiutu w Ekstraklasie, gra w rezerwach, ze dwa razy pojawił się na ławce rezerwowych pierwszej drużyny. Moim zdaniem koniecznie musi pójść gdzieś gdzie będzie regularnie grać. Nawet jeśli byłaby to druga liga. Za dużo już czasu stracił.
A nie jest według ciebie za niski?
Może i tak, może czasem brakowało mu tych centymetrów w niektórych sytuacjach, ale nadrabiał dynamiką, refleksem i skocznością.
Po transferze Dybowskiego trzeba było szukać bramkarza. Wybór padł na Krystiana Krupę. Nie do końca byłeś zwolennikiem tego transferu.
Przyznaje, że nie byliśmy do Krystiana przekonani. Mówię tu o sobie i o trenerze Gąsiorze. Do Krystiana przekonywał nas jednak prezes Dziedzic, który uważał, że to może być udany transfer, że warto zaryzykować. Okazało się, że miał racje.
Jak ocenisz i porównasz potencjał i umiejętności Krupy i Dybowskiego?
Dybo jak już wspomniałem to dynamika, sprawność, ale trochę brak centymetrów. Lepiej też Karol gra od Krystiana nogami. Krupa przede wszystkim góruje warunkami fizycznymi. Patrząc na umiejętności czysto bramkarskie, technikę: uważam, że w tej chwili lepszym bramkarzem jest Krystian. Jego potencjał jest ogromny, to chłopak, który naprawdę może kiedyś z powodzeniem bronić wyżej.
A czego mu brakuje, żeby skoczyć na wyższy poziom?
Myślę, że trzeba mu przede wszystkim ogrania i musi bardziej uwierzyć w siebie. Przypominam, że to chłopak, który jeszcze nieco ponad rok temu grał w czwartej lidze i był kompletnie anonimowy.
Nie uważasz, że jest mimo wszystko trochę niedoceniany przez kibiców? Mam wrażenie, że zdecydowanie wyżej cenili Dybowskiego.
To prawda. Mam podobne odczucia. Czytałem w Internecie różne opinie na temat Krystiana po meczach, często krytyczne. Owszem, miał słabsze momenty, ale to młody chłopak i to całkowicie zrozumiałe, że miewał wahania formy. Uważam jednak, że należy do wąskiego grona zawodników, którzy jesienią nie zawiedli. To była w moim odczuciu dobra runda w jego wykonaniu, pomagał zespołowi na ile potrafił i myślę, że gdyby Siarka utrzymała formę z początku rundy, Krystian byłby dzisiaj w Ekstraklasie.
Oprócz Karola i Krystiana miałeś też pod swoją opieką jeszcze Przemysława Janowskiego.
Janowski to bardzo odważny, ambitny i brawurowy bramkarz, do tego mega sprawny. Tutaj jednak problemem są warunki fizyczne, które nie pozwalają mu niestety wskoczyć na wyższy poziom. Wydaje mi się, że trzecia liga i regularne występy na tym poziomie to maksymalny pułap Przemka.
Masz na treningach jeszcze dwóch młodych wychowanków Siarki: Bartka Kieliszka i Mateusza Komorowskiego. To są rzeczywiście tak ogromne talenty jak się słyszy?
Kieliszek ma za sobą debiut w lidze w wieku 16 lat. Zrobił w ostatnich miesiącach kolosalny postęp, wydoroślał, postawił na piłkę, chce pracować i są tego efekty. Ma świetne warunki i to może być bramkarz Siarki na lata, no chyba że – co wcale nie jest wykluczone – szybko pójdzie jeszcze wyżej.
Kiedy postawiliście na niego i pozwoliliście zadebiutować – stresowałeś się? Nie bałeś się, że nie podoła, że się spali, że to za wcześnie?
To był taki moment sezonu, że trzeba było postawić na niego. Nie walczyliśmy w lidze już o nic, myśleliśmy o Pro Junior System, Krystian miał słabszy okres. To nie była jakaś trudna decyzja, wiedzieliśmy co potrafi i jak się prezentuje na treningach. Stres oczywiście był, bo trzymam za chłopaków zawsze kciuki, zależy mi żeby grali dobrze. W debiucie Bartek zagrał poprawnie, potem w kolejnych meczach też. On cały czas idzie w górę, teraz jest lepszym bramkarzem niż wtedy kiedy debiutował. Musi jednak czekać na swoją szansę. Jego czas nadchodzi, jestem o tym przekonany.
To jest kwestia tego sezonu czy może dopiero przyszłego?
Za pół roku kończy się kontrakt Krystiana, zresztą już teraz kluby z wyższych lig wykazują zainteresowanie Krupą. Wszystko wskazuje na to, że najpóźniej latem Krupa pójdzie do klubu z pierwszej ligi lub Ekstraklasy. Jeśli otrzyma oferty powinien z nich skorzystać. A wtedy szanse powinien dostać Kieliszek. W Stalowej Woli postawili na młodego Konefała i chyba tej decyzji nie żałują. Chłopak jest powoływany do reprezentacji U-18, a moim zdaniem Kieliszek jest od niego lepszy.
Wiele osób twierdzi, że jeszcze większym talentem jest Mateusz Komorowski. Potwierdzasz?
Faktycznie chłopak ma ogromne predyspozycje bramkarskie, ale tutaj jest problem innej natury. Jemu musi się chcieć. Bo na razie nie widać tego po nim. Jeśli nie zmieni podejścia to nie będzie bramkarzem. Bo to jest – za przeproszeniem – leń. Gdyby postawił na piłkę zdecydowanie, tak jak Kieliszek, to może być super bramkarzem.
Kto jest najlepszym bramkarzem świata według Kamila Beszczyńskiego?
Myślę, że Neuer. Bardzo podoba mi się też gra Oblaka z Atletico. Świetny bramkarz.
A w Polsce? Ty byś postawił na Fabiańskiego czy Szczęsnego?
Na Fabiana. Wojtek ma lepsze warunki, ale Fabian jest według mnie lepszy.
Wracając do Neuera. To najlepiej grający nogami bramkarz na świecie. W Polsce nie ma wielu specjalistów tego typu, ty z grą nogami problemów nie miałeś.
No tak, zostało trochę umiejętności z czasów kiedy byłem pomocnikiem. Ostatnio nie występuje na bramce, ale zdarzało mi się zagrać w polu w meczach rezerw.
Właśnie do tego zmierzałem. Skąd ten pomysł żeby pokopać w A-klasie?
Po prostu lubię grać w piłkę. A zaczęło się to jeszcze za czasów trenera Maćka Wojnara. Zabrakło nam jednego zawodnika na jakiś mecz i zagrałem. Wypadłem nieźle i potem występowałem już regularnie, jak tylko mi czas pozwalał. Po awansie do okręgówki zagrałem już tylko raz. W A-klasie występowałem jako środowy obrońca, bo tam biega się najmniej. Nawet strzeliłem chyba cztery bramki, dwie z karnych i dwie po sytuacjach sam na sam. Radziłem sobie nieźle, nawet chłopaki mi często powtarzali, że gdybym tak się solidniej przygotował pod względem wytrzymałościowym to spokojnie poradziłbym sobie w czwartej lidze. Zresztą dość śmiesznie było po pucharowym meczu z Karpatami Krosno. Oglądało go trochę ludzi, menadżerów etc. No i po meczu pytali się prezesa Dziedzica co to za niezły zawodniczek na stoperku biegał. Jak prezes mówił, że to trener bramkarzy to nie chcieli wierzyć (śmiech).
A nie brakuje ci tych bramkarskich występów?
Brakuje i to czasem bardzo. Tej jesieni nawet byłem bliski powrotu między słupki, Krystian miał słabszy okres, miałem go zastąpić w meczu z Radomiakiem, bo Bartek wtedy leczył kontuzje. Niestety ja też złapałem uraz na dwa dni przed meczem. Konieczna była operacja, której skutki jeszcze odczuwam. Szkoda, bo planowałem mocniej zabrać się do treningów zimą, żeby być w razie czego do dyspozycji na wiosnę. Jestem cały czas zarejestrowany jako czynny piłkarz. Nie mam jednak złudzeń, że moja przygoda pomału się kończy, dlatego chce się rozwijać jako trener bramkarzy: w tym roku będę robił kurs UEFA Goalkeeper B.
Dziękuje za rozmowę.
Rozmawiał Sławomir Strzałka.
Foto: Sławomir Strzałka