shopping-bag 0
Ilość : 0
Razem : 0,00 
Zobacz koszyk Zamówienie

Jak grali ex-Siarkowcy ? Przegląd tygodnia #10.

Przechodzimy do dziesiątego już odcinka cyklu, w którym przeglądamy występy naszych byłych piłkarzy na przestrzeni tygodnia na polskich podwórkach. Jest to jednak jeden z ostatnich już takich tekstów do nowego sezonu. Oczywiście większość polskich lig wciąż rozgrywa swoje spotkania i do tego czasu przegląd będzie się pojawiać, ale najwyższa klasa rozgrywkowa w naszym kraju zakończyła już rozgrywki w minioną niedzielę. Miejmy nadzieję, że w przyszłym sezonie w ekstraklasie będzie mieć jeszcze więcej swoich przedstawicieli (a przypomnijmy, że w kolejnym sezonie będą dwie drużyny więcej niż teraz).

EKSTRAKLASA

Ostatnia kolejka zapowiadała się naprawdę emocjonująco. Oczywiście znaliśmy już całe podium, wiedzieliśmy kto zakończy sezon w środku stawki, ale pytania rodziły się w kontekście czwartej, dającej europejskie puchary pozycji, a także w kontekście utrzymania (choć tutaj sprawa była znacznie bardziej klarowna). Na podniesienie dramaturgii ostatniej kolejki sezonu wpłynął jeszcze fakt, iż każde spotkanie rozgrywane było w niedzielę o 17:30. Warto zaznaczyć, że każdy z naszych byłych piłkarzy grał „o coś”. Zacznijmy od meczu Cracovii z Wartą Poznań. Pasy nie tak dawno zapewniły już sobie utrzymanie, zaś beniaminek wciąż mógł mieć nadzieje na puchary przy zwycięstwie i fortunnym wypadku zdarzeń w innych spotkaniach. Pierwsze zadanie zostało wykonane. Bramkę Warcie zagwarantowali Trałka (przepiękna asysta) i Baku, który oddał ładny strzał z powietrza. Są to chyba dwa najjaśniejsze punkty poznańskiej drużyny w tym sezonie. Niestety do pucharów brakło lepszego bilansu bezpośrednich spotkań ze Śląskiem Wrocław, który wykorzystał wpadkę Piasta Gliwice i znalazł się w najlepszej czwórce. Warto dodać, że całe spotkanie w barwach Warty rozegrał Jan Grzesik, a do pierwszego składu wrócił Mateusz Czyżycki. Choć Zieloni byli skazywani od początku na pożarcie to finalnie zajęli 5 miejsce i mogą czuć spory niedosyt tym bardziej, że zwłaszcza to ostatnie bezpośrednie spotkanie ze Śląskiem było do ugrania. Spotkania z udziałem Podbeskidzia i Stali Mielec omówię jednocześnie, gdyż obie drużyny były zależne od siebie. Przed Podbeskidziem stało najtrudniejsze zadanie. Nie dość, że grali na wyjeździe ze świętującą mistrzostwo Legią i musieli to spotkanie wygrać by zachować nadzieje, to jeszcze musieli liczyć na zwycięstwo Śląska w meczu ze Stalą Mielec. Tylko i wyłącznie taki scenariusz dawał im utrzymanie. Początek kolejki rozpoczął się po myśli Górali. W 7 minucie na prowadzenie w meczu ze Stalą wyszedł Śląsk za sprawą pięknego uderzenia Mączyńskiego z dystansu. Przy Łazienkowskiej oglądaliśmy zaś ciekawe widowisko od pierwszych minut. W przeciwieństwie do spotkania z Wisłą Płock po podopiecznych Roberta Kasperczyka było widać dużą chęć do gry i determinacje by zwyciężyć. Niestety dość szybko nadzieje zaczęły umierać w szeregach Górali. Idealnie do Lopesa piłkę dorzucił Josip Juranović i za sprawą trafienia Portugalczyka Legia wyszła na prowadzenie. Szkoleniowiec gości chciał szybko zareagować i od początku drugiej połowy na boisku zameldował się Maks Sitek, który zresztą był w przeszłości związany z Legią. Dał on zresztą pozytywny impuls z ławki. Świetna dokładność podań, prawie najwięcej dryblingów w drużynie. Niestety sporo zabrakło Podbeskidziu, które w drugiej części nie stworzyło sobie już na tyle dogodnej okazji by choć zacząć wierzyć. A dodatkowo w samej końcówce meczu we Wrocławiu bramkę zdobył Jankowski, czym pogrzebał już nadzieje Górali, gdyż nawet przy ich zwycięstwie to i tak Stal utrzymuje się w ekstraklasie. Takie rezultaty utrzymały się do końca. Niestety więc Maks Sitek zaliczył swój drugi już w karierze spadek (pierwszy w naszych barwach), ale na ekstraklasowych boiskach utrzymali się Maciej Domański (najlepszy strzelec i asystent Stali), a także Kamil Kościelny (niestety z rundy rewanżowej wykluczyła go kontuzja). Sporego udziału w tym sukcesie nie można odmówić naszej legendzie – Włodzimierzowi Gąsiorowi, który w ostatnich 7 meczach ze swoją drużyną sięgnął po niezwykle ważne 9 punktów. Dodatkowo ostatnio dowiedzieliśmy się, iż trener Gąsior przedłużył umowę w Stali o kolejny rok. Na większe podsumowanie występów naszych piłkarzy i trenera w ekstraklasie nadejdzie jeszcze czas.

I LIGA

Na zapleczu ostatnio dzieje się naprawdę sporo, a ze względu na dłuższą przerwę w stosunku do ostatniego przeglądu tygodnia jest więc dużo materiału do nadrobienia. Zaczynamy od piątkowego starcia w 30 kolejce (14.05) pomiędzy Arką Gdynia, a Resovią. Choć już miałem pisać o naszej klasycznej trójce w wyjściowym składzie gości okazało się, iż tym razem mecz na ławce rozpoczął Jakub Wróbel. Było to podyktowane tym, iż wypożyczony ze Stali Mielec napastnik znajduje się w nie najlepszej dyspozycji. Ostatnią bramkę zdobył początkiem kwietnia, a w międzyczasie mylił się w dogodnych sytuacjach, jak np. w starciu z Widzewem Łódź, kiedy to zmarnował jedenastkę. Choć wszedł on na ponad 30 minut przed końcem meczu niewiele się to zdało na końcowy wynik i Resovia przegrała 0:1. Karol Dybowski zmuszony był wyciągać piłkę z siatki po składnej akcji zakończonej precyzyjnym strzałem przez Żebrowskiego. Był to jednak niezły mecz naszego byłego golkipera. Niestety przedwcześnie zakończony, gdyż w końcówce meczu Karol nabawił się kontuzji. Cały mecz z opaską kapitańską rozegrał Dawid Kubowicz. Ważny w kontekście walki o bezpośredni awans i baraże był pojedynek między rozpędzoną Miedzią Legnica, a GKS-em Tychy. Niestety nawet na chwilę na boisku nie zameldował się Kargulewicz, a jeden z jego rywali do gry w wyjściowym składzie – Kacper Piątek zdobył ładną bramkę. Mimo wszystko nasz były skrzydłowy mógł wracać do Tych w niezłym humorze ze względu na wyszarpane zwycięstwo swojej drużyny 3:2, które wówczas jeszcze umocniło GKS na pozycji wicelidera. Miedź odniosła więc kosztowną porażkę, gdyż oddaliła się od pierwszej szóstki. Szóstki, którą zamyka Górnik Łęczna. Podopieczni Kamila Kieresia chcieli złapać nieco oddech i umocnić swoją pozycję w tabeli. Zadanie nie było proste, gdyż mierzyli się u siebie (warto dodać, że już z kibicami) z Odrą Opole, która również może zerkać w stronę premiowanych barażami miejsc. Całe spotkanie rozegrał Marcin Stromecki, który próbował nawet raz zaskoczyć z dystansu Janusa. Górnik przez większość spotkania przeważał, co zostało udokumentowane samobójczym trafieniem Żemło w 76 minucie. Jeszcze w 90 minucie goście zdołali zdobyć bramkę, czym urwali punkty Górnikowi w bardzo bolesny sposób. Kluczowy strzał oddał Mateusz Wypych. Dla Górnika był to 7 z rzędu mecz bez wygranej. Ważną wygraną zanotował GKS Jastrzębie z Witkowskim w wyjściowym składzie. Podopieczni Łukasza Włodarka wygrali 2:0 ze Stomilem Olsztyn w niezłym stylu po bramce świetnego ostatnio Rumina i występującego nie tak dawno w Stomilu Bondarenki. Ciekawie zapowiadało się spotkanie pomiędzy walczącym o bezpośredni awans Radomiakiem, a będącą w świetnej dyspozycji (co jest już zasadą) Sandecji. Niestety każda seria musi się kiedyś skończyć i tak właśnie się stało w tym przypadku gości. Na połowie Radomiaka błąd w przyjęciu piłki popełnił nasz, jakby nie patrzeć wychowanek – Michał Walski i sprezentował rywalom piłkę. To nie on dopuścił się w tej akcji kluczowej pomyłki, a zrobił to golkiper Sączersów Pietrzkiewicz, który źle obliczył lot piłki, przez co futbolówkę do pustej bramki skierował Dominik Sokół. Sprawę wyniku praktycznie zamknął w 51 minucie Leandro, który nie pomylił się z jedenastego metra. Pierwszy więc raz od 8 listopada drużyna z Nowego Sącza musiała odrabiać dwubramkowe straty. Dosłownie minutę później drugą bramką w tym meczu zdobył Dominik Sokół, który znów wykorzystał fatalny błąd słabo dysponowanego w tym spotkaniu Pietrzkiewicza. Zrobiło się więc już 3:0 i takim też wynikiem zakończyło się spotkanie, które przerwało trwającą od 17 spotkań serię Sandecji bez porażki. Kolejne minuty złapał wciąż wracający po kontuzji Mikita i w ostatniej akcji meczu przed pierwszą w tym sezonie bramką powstrzymał go słupek. Fatalną serię w starciu z ŁKS-em próbowali zamazać podopieczni Tomasza Tułacza, którzy szukali nawet nie tyle zwycięstwa, co bramki od początku kwietnia. Wreszcie się to udało. Co prawda po wrzutce z rożnego bramkę zdobył Czarny, ale takich bramek nie można deprecjonować. Po zmianie stron do odrabiania strat zabrali się rycerze wiosny. Zrobili to na tyle skutecznie, że do 70 minuty utrzymywali jednobramkowe prowadzenie. Wówczas jednak drugą asystę w tym meczu zaliczył Rakoczy, a do siatki Arndta trafił Wyjadłowski. Zrobiło się więc 2:2, a do końca pozostało 20 minut. Dwie minuty później piękną bramkę zdobył Maciej Wolski i dzięki temu trafieniu zamknął spotkanie dając ŁKS-owi 3 punkty. Co ciekawe, w kadrze meczowej Puszczy na to spotkanie nie znalazł się żaden z naszych byłych zawodników, choć jest ich trzech. 3 dni później podopieczni Tomasza Tułacza mieli okazję zrekompensować się swoim kibicom za sprawą zaległego spotkania z Miedzią Legnica. Niestety demony wróciły i piłkarze Puszczy nie zdobyli bramki, a dodatkowo przegrali 0:1. Do składu po przerwie spowodowanej żółtymi kartkami wrócił Konrad Stępień. Ostatecznie więc Miedź odniosła ważne zwycięstwo i zbliżyła się do szóstego Górnika Łęczna na 3 punkty. Zaległe spotkanie tego dnia rozgrywała również Sandecja Nowy Sącz z Arką Gdynia. Niestety Dariusza Dudka czeka pierwszy kryzys i pytanie, jak sobie z nim poradzi. Oczywiście Duma Nowego Sącza nie gra już o wyższe cele, a w kolejnym meczu przegrali 0:3, tym razem po hat-tricku Rosołka. Na sam koniec przechodzimy już do tematów aktualnych, czyli 31 kolejki I ligi. Do końca pozostają już tylko 3 kolejki i sporo spraw mamy wciąż nierozstrzygniętych. Najprawdopodobniej z zapleczem pożegna się GKS Bełchatów, a niemalże pewna awansu może być już Termalica. W walkę o 2 miejsce i baraże zamieszane jest jeszcze na dobrą sprawę 7 drużyn. Piłkarze z Niecieczy mogą być praktycznie pewni promocji do ekstraklasy po sobotnim hitowym starciu z GKS-em Tychy. Choć przez tak naprawdę cały mecz to podopieczni Artura Derbina byli bliżej zdobycia bramki, Termalica zadała dwa zabójcze ciosy. Pierwszy w doliczonym czasie do pierwszej połowy, kiedy zamieszanie w polu karnym gospodarzy po rzucie wolnym wykorzystał Patryk Czarnowski i zaskoczył Konrada Jałochę, a później w 90 minucie kiedy to w banalny sposób dał się ograć Sołowiej, co wykorzystał Kacper Śpiewak. W 64 minucie na boisku zobaczyliśmy Kamila Kargulewicza, jednak niestety nie pokazał on wciąż swojego potencjału na boiskach 1 ligi, choć w debiucie zdobył bramkę. Mimo wszystko możemy być raczej pewni tego, iż Kargul z czasem na dobre zadomowi się w 1 lidze. O tej samej porze było rozgrywane znacznie mniej prestiżowe spotkanie, ale też dość istotne. W przypadku porażki Zagłębie Sosnowiec poważnie byłoby zagrożone spadkiem mając raptem 3 punkty więcej od GKS-u Bełchatów i gorszy bilans bezpośredni z ekipą z łódzkiego. Tak się jednak nie stało. Zagłębie pewnie wygrało z GKS-em, bo aż 3:0. Całą pierwszą połowę zagrał Witkowski. Chwilę później swój mecz rozgrywała Puszcza Niepołomice. W wyjściowym składzie zagrał jedyny z dostępnych na to spotkanie ex-Siarkowców – Konrad Stępień. Podopieczni Tomasza Tułacza znów przegrali i są w bardzo głębokim kryzysie. Był to mecz pięknych bramek. No może poza pierwszym trafieniem Strausa, choć również nie było to przypadkowe uderzenie. Ozdobą meczu jest wyrównująca bramka Wyjadłowskiego, który piękną torpedą zmieścił piłkę w siatce gospodarzy odbitą jeszcze od poprzeczki. Gdy wydawało się, że remisem zakończy się to spotkanie do głosu doszli podopieczni Piotra Klepczarka i zdobyli drugą w tym meczu bramkę po stałym fragmencie. Sytuacyjnym strzałem piętą strzelanie w tym spotkaniu zamknął zmiennik – Adrian Szczutowski i dał Stomilowi zwycięstwo. Ostatnim sobotnim meczem jaki omówię jest również hitowe starcie pomiędzy ŁKS-em, a Górnikiem Łęczna. Arndta na początku spotkania chciał zaskoczyć nasz były pomocnik – Marcin Stromecki poprzez strzał z dystansu, jednak miał się na baczności młody golkiper Rycerzy Wiosny. W pierwszej połowie jednak zbyt wiele się nie działo. Generalnie przez dłuższy czas był to mecz na 0:0, aż do 64 minuty. Wówczas do bezpańskiej piłki w polu karnym gości dobiegł Michał Trąbka i dał prowadzenie swojej drużynie. Raptem 2 minuty później świetnie na głowę Krykuna dograł Michał Mak i zrobiło się 1:1. Kluczowym momentem był doliczony czas meczu, w przeciągu którego dwie bramki ustrzelił Pirulo. W niedzielę graliśmy na trzech obiektach. Jednym z nich był stadion w Rzeszowie, gdzie miejscowa Resovia z Kubowiczem i Wróblem w wyjściowym składzie podejmowała Koronę Kielce. To gospodarze od samego początku nacierali i byli bliżej zdobycia bramki marnując sporo dogodnych sytuacji, jak np. ta Zdybowicza z 30 minuty. Można powiedzieć że Resovia grała, a to Korona wyszła na prowadzenie. Sprawiedliwości stało się zadość w 82 minucie. Po kapitalnie bitym rzucie wolnym przez Hebla piłkę do bramki zdołał dobić Podhorin i dał wyrównanie swojej drużynie. Ostatnim spotkaniem kolejki była potyczka między będącą nieco w kryzysie Sandecją z Chrobrym Głogów, który nieoczekiwanie troszkę zamieszał się w walkę o baraże w samej końcówce sezonu dzięki serii 4 meczów bez porażki z rzędu. To właśnie goście jako pierwsi wyszli na prowadzenie, ale pierwszej połowy nie skończyli w komplecie za sprawą czerwonej kartki Cywki. Druga połowa toczyła się zdecydowanie pod kontrolą piłkarzy Dariusza Dudka i to, że Chrobry w drugiej części meczu stracił tylko jednego gola można potraktować za ogromny sukces i szczęście przyjezdnych. Remisem też zakończył się ten mecz. Całe spotkanie rozegrał Walski, choć po jego stracie w środku pola było blisko by Chrobry mógł jeszcze pokusić się o komplet punktów. Sytuacja w tabeli wygląda teraz tak, że jeszcze trzech naszych byłych piłkarzy gra o coś więcej w tym sezonie. Radomiak z Patrykiem Mikitą o utrzymanie 2 miejsca i bezpośredni awans do ekstraklasy, zaś GKS Tychy również o awans nawet poprzez baraże, choć nie można ich wykluczać z walki o wicemistrzostwo. Podobnie Górnik Łęczna, który jest w sporym dołku (8 meczów z rzędu bez zwycięstwa) i wciąż musi mieć się na baczności by utrzymać przewagę nad Odrą i Miedzią. Niemalże pewni utrzymania są piłkarze GKS-u Jastrzębie i Resovii, a Sandecja i Puszcza oczekuje już tylko końca sezonu.

II LIGA

Na trzecim poziomie rozgrywkowym również mamy sporo zaległości, bo do omówienia są aż 3 kolejki. Z tego też względu myślę, że omawianie po kolei klubów z naszymi byłymi piłkarzami ich trzema ostatnimi meczami będzie najlepszym rozwiązaniem. Zaczynamy od Stali Rzeszów, która wróciła już na swój obiekt i podejmowała walczącą o awans Chojniczankę. W pierwszej połowie nie oglądaliśmy zbyt wielu dogodnych sytuacji po obu stronach, choć tę zdecydowanie lepszą mieli goście. Mecz generalnie był dosyć wyrównany. Kulminacyjnym momentem meczu okazała się bramka dla gości zdobyta przez Golańskiego po bardzo ładnym, plasowanym strzale na dalszy słupek. Nie był to jednak jedyny gol w tym starciu. Ewidentny rzut karny dla Stali wykorzystał Głowacki i takim też wynikiem zakończył się mecz. Z większym niedosytem mecz kończyli goście, gdyż w kontekście bezpośredniego awansu takie mecze trzeba wygrywać, a to właśnie Chojniczanka pierwsza zdobyła bramkę i mogła kontrolować przebieg spotkania. Prawie całe spotkanie w barwach Stali rozegrał 39-krotny reprezentant Siarki – Radosław Sylwestrzak. W 34 kolejce Stal pauzowała, więc czas na ostatnią, 35 serię gier i mecz z Sokołem Ostróda. Mecz, który obecnie cieszy się sporą popularnością, jednak niestety ze względu na wydarzenia pozasportowe i wtargnięcie kibiców Stali do szatni swoich „ulubieńców”. Skupmy się jednak na boiskowych wydarzeniach, bo czysto sportowo było to niezłe widowisko. Wszystko zaczęło się od bramki naszego byłego piłkarza – wspomnianego Radosława Sylwestrzaka w 9 minucie, który strzałem z główki otworzył wynik spotkania. 10 minut później było już 2:0, kiedy to piłkę do siatki rywali skierował Olejarka. Mecz ustawiła nieco przypadkowa i szczęśliwa bramka Michalika w 68 minucie, i choć Sokół próbował odwrócić jakoś losy meczu to stać ich było tylko na honorową bramkę w samej końcówce. Stal obecnie znajduje się miejsce za barażami, ale 4 drużyny mają po 50 punktów więc tutaj jeszcze wiele może się wydarzyć. Skoro jesteśmy przy walce o baraże, to przejdę do sytuacji KKS-u Kalisz, który aktualnie znajduje się w tym zaszczytnym gronie. W 33 kolejce podopieczni Ryszarda Wieczorka mierzyli się z rezerwami Lecha Poznań i o dziwo poza jedną niezłą sytuacją w 1 połowie całkowicie zawiedli swoich kibiców. To Lech był stroną dominującą i 2:0 to najniższy wymiar kary. W 67 minucie na boisko wszedł nasz były pomocnik – Robert Tunkiewicz, jednak chwilę po jego wejściu Smajdor podwyższył prowadzenie Kolejorza na 2:0 i stało się jasne, że kaliszanom będzie już niezwykle ciężko wrócić do domu z punktami. A w kolejnej kolejce KKS czekało jeszcze trudniejsze zadanie. Do Kalisza przyjechał pierwszy w tabeli Górnik Polkowice i to goście wyszli na prowadzenie jako pierwsi w tym meczu po bardzo niefortunnym samobóju Kendzii. Na odpowiedź gospodarzy nie trzeba było jednak czekać zbyt długo. Pięć minut później zahaczony w polu karnym został Gordillo, a bramkę z jedenastego metra zdobył Majewski, który zresztą na początku meczu zmarnował niezłą okazję. W kadrze na to spotkanie nie znalazł się jednak Tunkiewicz, a znów cały mecz na ławce przesiedział Waleńcik. W sobotnim meczu z Pogonią Siedlce sytuacja się zbytnio nie zmieniła i kontuzjowany Tunkiewicz nie znalazł się w kadrze meczowej, ale już Waleńcik wszedł na końcowe 5 minut i doliczony czas gry. Wynik spotkania od jego rozpoczęcia się nie zmienił i obie drużyny podzieliły się punktami. Jest to nieco gorsza sytuacja dla KKS-u, gdyż obecnie znajduje się na 6 miejscu tylko ze względu na bilans bramkowy i bezpośredni, a w ostatnich 3 spotkaniach podopieczni Ryszarda Wieczorka zdobyli raptem 2 punkty. Przed nimi spotkanie z Olimpią Grudziądz, która walczy o utrzymanie, więc zadanie dla KKS-u będzie również trudne. Skoro przy drużynie Zbigniewa Smółki jesteśmy, to jego podopiecznym również poświęcimy kilka zdań, gdyż ci są ostatnio na fali wznoszącej. W 33 serii gier mierzyli się z walczącą o baraże Skrą. I co najważniejsze, udało im się to spotkanie wygrać. 20 minut przed końcem na murawie zameldował się Grzegorz Płatek i pomógł swojej drużynie odwrócić losy meczu. Najpierw piękny strzał ze skraju pola karnego oddał obrońca Olimpii, nasz były zresztą zawodnik (choć ostatnio występujący w Stali Stalowa Wola) – Piotr Witasik, a w samej końcówce kropkę nad „i” postawił Nawrocki. Olimpia poszła za ciosem i w kolejnej kolejce rozprawiła się z kolejną zainteresowaną barażami drużyną – Garbarnią Kraków. Choć to Chłopcy z Ludwinowa wyszli na prowadzenie jako pierwsi i już w 20 minucie było 2:0, to Olimpia dokonała wielkiego powrotu i wygrała to spotkanie. Jeszcze przed przerwą w Krakowie zrobiło się 2:2 po bramce z wolnego Gabora i ładnym wykończeniu Embalo w sytuacji sam na sam. W 63 minucie po stałym fragmencie gry zamieszanie w polu karnym wykorzystał nasz były piłkarz – Piotr Witasik, który tym samym zdobył bramkę w drugim z rzędu meczu. W 72 minucie na boisko wszedł jeszcze Grzegorz Płatek i wynik już się zmienił. Olimpia umocniła swoją pozycję nad strefą spadkową. W ostatniej kolejce podopieczni Zbigniewa Smółki grali z rezerwami Śląska Wrocław, które plasują się na 9 lokacie. Niestety to goście jako pierwsi wyszli na prowadzenie za sprawą bramki Bergiera. Wynik podwyższył Łyszczarz, a tuż po rozpoczęciu drugiej części meczu bramkę kontaktową zdobył Embalo. Niestety historia nie zatoczyła koła. Pięknym strzałem z wolnego popisał się Łyszczarz strzelając tym samym drugą w tym meczu bramkę i zrobiło się 3:1. Ten wynik ciężko było już odwrócić i choć Olimpia dokładała wszelkich starań by urwać gościom chociaż punkt, to niewiele się zmieniło i Śląsk zwyciężył 4:2. W końcówce na boisko wszedł jeszcze Płatek, ale było już za mało czasu by spróbować wyrwać punkt. Do końca pozostały nam jeszcze 3 drużyny do omówienia. Zacznijmy od tej znajdującej się najniżej w tabeli, czyli od Znicza. Znicza, który notował ostatnio bardzo dobrą serię, kiedy to trener Kobierecki wyprowadził swoich podopiecznych z dna tabeli, gdzie znajdowali się od dłuższego czasu. Ostatnie mecze były dla nich jednak mniej szczęśliwe. Przegrali kolejno z Olimpią Elbląg, Błękitnymi Stargard i Skrą Częstochowa. W dwóch ostatnich spotkaniach pełny wymiar czasowy zaliczył Marcin Bochenek, który w naszych barwach wystąpił 12 razy. Trzeba zresztą przyznać, że wszystkie te mecze były dla Znicza dosyć pechowe. Włodarze klubu postanowili jednak wbrew zaskoczeniu większości kibiców zatrudnić Piotra Świerczewskiego na stanowisku trenera zwalniając tym samym wspominanego Kobiereckiego. Debiut byłego piłkarza m.in. Bastii raczej szczególnie rokujący nie był, jednak punkt urwany Garbarni Kraków należy docenić. Trzeba też podkreślić, że może i trenerzy się zmieniają ale Bochenek jest wciąż pewnym punktem żółto-czerwonych. Teraz pniemy się nieco w górę i idziemy do Motoru Lublin, który w 33 kolejce doprowadził swoich kibiców do sporej frustracji. Pamiętamy spore zamieszanie związane z awansem na szczebel centralny przed sezonem z udziałem obu klubów. Finalnie zarówno Motor, jak i Hutnik znaleźli swoje miejsce w 2 lidze. W pierwszym meczu w tym sezonie Motor wygrał pewnie, 3:0, jednak teraz doszło do mocnego rewanżu. Już po 25 minutach na Suchych Stawach Hutnik wygrywał 3:0. Takim też wynikiem zakończyła się pierwsza część meczu, a poza niezbyt groźnym uderzeniem naszego byłego napastnika – Krzysztofa Ropskiego w końcówce pierwszej połowy Motor nie stworzył sobie tak naprawdę żadnej klarownej okazji. Tak też było przez niemalże cały mecz, może jeszcze poza dobrą sytuacją Ceglarza. Motor zaś czwartą bramkę podarował gospodarzom, a właściwie to zrobił to golkiper żółto-biało-niebieskich popełniając błąd rodem tego sprzed kilku lat w meczu reprezentacyjnym z Irlandią Artura Boruca. Finalnie gospodarze dobili jeszcze Motorowców i wygrali aż 5:0. Motor jednak szybko się pozbierał i już 4 dni później pokonali predysponowany do awansu GKS Katowice, który chyba już przyzwyczaił swoich kibiców do zawodzenia w kluczowych momentach sezonu. Choć Katowiczanie są wciąż na 2 miejscu w tabeli po kilku wpadkach Chojniczanki. Zwycięstwo Motorowi zapewnił świetny w tym meczu Ceglarz i za Świderski, który fantastycznie przelobował Królczyka. Świderski zresztą wszedł na boisko za Ropskiego. Dla Krzyśka był to kolejny mecz, w którym nie zdobył bramki, jednak do jego zasług można zaliczyć wywalczenie rzutu karnego. Z 11 metrów mylił się jednak Król. Ze względu na bramkę Świderskiego, Ropski w kolejnym spotkaniu z rezerwami Lecha usiadł na ławce. Wszedł w 60 minucie, jednak nie odmienił zbytnio gry swojej drużyny. To po ekipie z Wronek było widać większą determinacje i chęć wygrania meczu, zresztą właśnie Lech był bliżej 3 punktów. Ostatnim drugoligowym klubem, który omówimy w 2 lidze są walczące o utrzymanie pozycji w barażach Wigry Suwałki. W ekipie z Suwałk w ofensywie bryluje dwóch naszych byłych napastników – Wełniak i Żebrakowski. To właśnie oni błysnęli w spotkaniu z GKS-em Katowice. Najpierw świetny strzał na drugi słupek oddał Wełniak, a kilka minut później dobrą główką popisał się Żebrak. Obaj zeszli w 60 minucie, gdy wydawało się iż Wigry dopiszą sobie 3 punkty. Choć sporego pecha w ofensywie mieli katowiczanie. Sprawiedliwości stało się zadość i w 88 minucie bramkę kontaktową nieco z przypadku zdobył Janiszewski, a 4 minuty później do wyrównania po strzale z wolnego doprowadził Urynowicz. Na rehabilitacje Wigier nie trzeba było długo czekać. Już w kolejnym ligowym meczu podopieczni Dawida Szulczka odkuli się i wygrali z rezerwami Lecha przed własną publicznością. W wyjściowym składzie znalazł się klasycznie Zoch, Żebrakowski i Wełniak. Niestety nie minął kwadrans i ten ostatni musiał opuścić boisko z powodu kontuzji. Warto docenić też za to spotkanie Hirka Zocha, który pewnie wyglądał w bramce i zachował czyste konto. W ostatniej kolejce drużynę biało-niebieskich czekało bardzo trudne zadanie, gdyż grali oni na wyjeździe z liderem eWinner 2 ligi – Górnikiem Polkowice. Znów od pierwszej minuty oglądaliśmy Zocha i Żebrakowskiego, którzy generalnie rozgrywali naprawdę dobre zawody. Zoch był bez szans przy obu bramkach dla Górnika kilkukrotnie i tak ratując swój zespół przed stratą gola, zaś Żebrakowski zwłaszcza w 1 połowie wykazywał się sporą aktywnością w ofensywie. Ostatecznie mecz zakończył się remisem 2:2, z czego obie drużyny mogą być zadowolone. Wigry znajdują się obecnie na 4 pozycji i mogą być raczej pewne miejsca w barażach, a mogą nawet pokusić się o bezpośredni awans licząc przy tym na wpadki Chojniczanki i GKS-u.

W ostatnim czasie musimy też zajrzeć do kącika Kamila Zalewskiego, gdyż o nim wspominam w praktycznie każdym przeglądzie. Jego Olimpia choć praktycznie spadła już z ligi walczyła jeszcze w finale okręgowego Pucharu Polski z rezerwami Jagiellonii i za sprawą hat-tricka Kamila puchar trafił właśnie do Olimpii. Również w lidze nasz były podopieczny nie przestał strzelać. Zdobył dublet przeciwko KS-owi Wasilków, a także zwycięskie trafienie dołożył przeciwko swojej byłej drużynie – Ruchowi Wysokie Mazowieckie. W klasyfikacji strzelców wyprzedził on Gielażyna i jest liderem ligi pod tym względem mając na koncie 23 trafienia w 30 meczach. W tej samej lidze pierwszą bramkę zdobył ostatnio w meczu z Huraganem Morąg Paweł Wolski, który otworzył worek z bramkami. Ostatecznie jego Broń wygrała 4:0 i wciąż jest w grze o utrzymanie. W 4 grupie 3 ligi słówko pochwały należy się też dla Kuby Mażysza, który jest zresztą naszym wychowankiem. Choć jego Stal Kraśnik jest w bardzo ciężkiej sytuacji, to sam Kuba raczej nie będzie miał problemu ze znalezieniem sobie angażu na 4 poziomie rozgrywkowym w przypadku spadku Stali, który jest dosyć blisko. Mażysz dołożył ostatnie kolejne trafienie w spotkaniu z Cracovią, które oczywiście było już rozstrzygnięte, ale jednak młodego napastnika należy pochwalić za czwartą bramkę w sezonie. Słowo pochwały należy skierować też w stronę naszych wypożyczonych do Alitu piłkarzy, czyli Wawrylaka i Mroza. Obaj są kluczowymi elementami w drużynie z województwa świętokrzyskiego i to raczej od nich zaczyna się ustalanie składu.

Mateusz P.