shopping-bag 0
Ilość : 0
Razem : 0,00 
Zobacz koszyk Zamówienie

Dziura w historii – Siarka w USA

Rok 1993. Polskę opuszczają ostatnie radzieckie oddziały, premierem zostaje Waldemar Pawlak, powstaje Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, a na liście przebojów „Trójki” prowadzi „King” zespołu T. Love. W Tarnobrzegu zaś kończy się pierwszy historyczny sezon Siarki w najwyższej klasie rozgrywkowej w kraju okraszony utrzymaniem, co zostało nagrodzone wyjazdem na tournee po USA. Być może nazwa tego tekstu jest nieco na wyrost, choć to do tej pory nie spotkałem się z informacją o pobycie piłkarzy Siarki w największej potędze na świecie. Obecnie zagraniczne wyjazdy w luksusowe miejsca są na porządku dziennym w ekstraklasie, choć można też przywołać przypadek będącej na szóstym poziomie rozgrywkowym w kraju Wieczystej Kraków, która do rundy wiosennej przygotowywała się w Dubaju. W kontekście polskich drużyn mówimy najczęściej o Turcji, czy wspomnianym już największym mieście w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, choć są też kluby, które m.in. ze względu na stan finansowy przygotowują się w Polsce. Z USA kojarzymy głównie światowych hegemonów futbolu. Jest to bardzo częste miejsce na tournee dla m.in. Realu Madryt. Jak więc doszło do tego, że przeciętna polska drużyna mogła pozwolić sobie na taki wyjazd?

WYJAZD DO USA

W ostatniej, 34 kolejce Siarka podejmowała na własnym obiekcie Zagłębie Lubin. Obie drużyny przystępowały do tego spotkania na sporym luzie będąc już pewnymi utrzymania. Jak to często bywa w takich meczach skroiło nam się świetne widowisko, w czasie którego padło 6 bramek, a aż 4 w ostatnich 5 minutach spotkania. Dubletem dla „Miedziowych” popisał się nasz obecny szkoleniowiec – Sławomir Majak. Był to 20 czerwca i już następnego dnia piłkarze Siarki wylecieli za Ocean. Było to o tyle wzbogacone przeżycie, że rok później w Stanach odbywały się Mistrzostwa Świata i stworzone pod to wydarzenie areny również mogli podziwiać nasi piłkarze. Przejdźmy już do samej inicjatywy wyjazdu. Jak mówił mi Marek Sadowski, piłkarze o wyjeździe dowiedzieli się wcześniej, co rzecz jasna spotkało się ze sporą ekscytacją w szatni. Organizatorem wyjazdu był kuzyn trenera Gałka – Jerzy Panek. Panek był piłkarzem Lechii Gdańsk w latach 1970-1971, w barwach której strzelił 9 goli. Ukończył AWF w Warszawie, lecz resztę swojego życia spędził w Stanach. Tam też grał w piłkę, a później został trenerem drużyn akademickich. Zresztą podobno był bardzo dobrze wykształconym jak na tamte czasy szkoleniowcem. Został też swego czasu dyrektorem ds. coachingu. Co ciekawe, zagrał nawet trzykrotnie w narodowej drużynie Stanów Zjednoczonych i to za każdym razem przeciwko Polsce. Miało to miejsce w 1973 roku (rok przed legendarnym w wykonaniu podopiecznych Górskiego turniejem), a mecze pomiędzy Polską a USA odbyły się na przestrzeni 9 dni. Wróćmy jednak do „American Dream” piłkarzy Siarki. Tournee odbyło się w Chicago i miastach polonijnych w stanie Michigan – jak wspomina Sadowski. Podczas pobytu w Stanach doszło do 3 sparingów. Trudno jednak o zweryfikowanie tego, z kim mierzyli się Siarkowcy. Odpowiedzi na to pytanie nie znał zresztą sam trener Siarki – Janusz Gałek, który po powrocie mówił: „Pobyt w USA był wspaniałym przeżyciem, piłkarze mogli zobaczyć kawałek świata. Rozegrali 3 mecze z zawodowymi drużynami w USA, których nazw niestety nie pamiętam„. Ciężko więc wywnioskować o jakie ekipy może chodzić, choć zapewne mowa o miejscowych drużynach. Kwestia dni spędzonych za Oceanem jest sprzeczna, choć prawdopodobnie był to tydzień. W ówczesnym wydaniu „Nowin” napisano, że miały być to 2/3 tygodnie, choć ostatecznie trwało to 7 dni. Wychodzi więc na to, że piłkarze do Tarnobrzega wrócili 29 czerwca, zaś 5 lipca wznowili treningi na tarnobrzeskich obiektach, co wydaje się być całkiem realną wersją zdarzeń. Dlaczego jednak podczas powrotu trzy miejsce w klubowym autokarze były puste?

SADOWSKI, GROMEK, DZIUBEL

To wydaje się być naprawdę ciekawy wątek. Spośród całego wyjazdu chyba nawet najciekawszy. Trzeba się nieco cofnąć w czasie do półmetku sezonu 1992/93. To wtedy z klubem miał pożegnać się Marek Sadowski. Jak wspomina sam piłkarz, trener Gałek przekonał go do pozostania w Tarnobrzegu, co dla niego nie było zbyt problematyczne, gdyż pobyt w naszym mieście wspomina bardzo dobrze. Sadowski był już dogadany z Wisłą Garfield, więc „manną z nieba” była wieść o wyjeździe za Ocean. W przypadku obrońcy Siarki cała sytuacja była dość klarowna. Co z Gromkiem i Dziubelem? „Jeżeli chodzi o pozostanie w Ameryce trzech piłkarzy, to sprawa wyglądała następująco: Marek Sadowski już przed wyjazdem uprzedzał, że chce grać w Stanach. Nie robiliśmy mu problemu, bo i tak nie zamierzaliśmy podpisywać z nim kontraktu. Natomiast Dziubel i Gromek (z którymi również nie zamierzaliśmy podpisywać kontraktów) postąpili bardzo nieelegancko. Mimo nalegań aby powrócili, zdecydowali się na lotnisku odłączyć i sądzę, że spotka ich za to zasłużona kara” – mówił po powrocie trener. Jak wspomina Marek Sadowski, pozostanie Dziubela i Gromka było tajemnicą i z kierownictwa klubu nikt o tym nie wiedział. Wiadomo jaka sytuacja panowała w kraju. „Poprosili mnie, czy nie mógłbym załatwić im pozostania razem ze mną. Jako, że byliśmy naprawdę zgranym zespołem zgodziłem się im pomóc, a także wszystkim chłopakom, którzy przylecieli do Stanów m.in. Rączce” – dodaje piłkarz. Dziubel już po roku wrócił do Polski, a konkretniej Błękitnych Kielce, zaś Gromek już nigdzie później nie występował. Samych informacji o formie całej trójki w Stanach nie ma zbyt wielu, co wiąże się też z tym, że stanowili oni trzon amatorskiego zespołu. Jedynie Sadowski grał później pół roku w półzawodowej drużynie, w barwach której został nawet wybrany do jedenastki sezonu. W przypadku Marka pobyt w USA zakończył się jednak w nieco niefortunny sposób. „Miałem pozwolenie na pracę i przydział do nowo tworzącej się ligi zawodowej. Wróciłem jednak do Polski po rodzinę w przekonaniu, że dostanę wizę„. Okazało się jednak, że dwa lata spędzone w USA nie przekonały konsula. Tak więc „American Dream” w przypadku Sadowskiego zakończył się w dość przykry sposób, gdyż mogło się wydawać, że jego kariera za Oceanem nabrała rozpędu. Po powrocie Polski obecny trener Unii Hrubieszów grał jeszcze m.in. w drugoligowej Lubliniance. Kończąc wątek warto dodać, że Stany stały się dość pożądanym miejscem dla piłkarzy Siarki. Poza wymienioną trójką na wylot za Ocean zdecydował się jeszcze np. Sylwester Rączka, Marek Pawlak, czy Krzysztof Złotek.

SIARKA – TOTTENHAM 

Właściwie to był to jeden z głównych powodów do przelania wspomnień z tamtych czasów na papier. Zupełnym przypadkiem gdy przeglądałem profil Janusza Gałka na Wikipedii natknąłem się na link przenoszący mnie do elektronicznej kopii starego wydania „Nowin”. Widząc w tytule dwa słowa: Siarka, USA, wiedziałem że jest to warty wgłębienia się wątek. Na drugiej stronie gazety całemu wyjazdowi zostały poświęcone dwie niewielkie rubryki i już na początku można przeczytać: „Wedle wcześniejszych zapowiedzi pobyt w USA miał potrwać 2 tygodnie, a w planach piłkarze Siarki mieli rozegrać mecz ze słynną angielską jedenastką Tottenham Hottspur. Tymczasem już we wtorek zawodnicy powrócili do Tarnobrzega i jak dowiedzieliśmy się, do meczu z Tottenhamem nie doszło, a w Stanach Zjednoczonych pozostało trzech piłkarzy„. Już na początku brzmi to absurdalnie. Niby dlaczego średniak i beniaminek ekstraklasy miałby zagrać przeciwko ósmej drużynie Premier League ? To tak, jakby obecnie Zagłębie Lubin miało zmierzyć się z Arsenalem, czy Zagłębie Sosnowiec z Millwall. Dodatkowo w samym artykule popełniono błąd pisząc „Hottspur”, zamiast „Hotspur”. Wiele wskazywało więc na to, że jest to fałszywe doniesienie. W internecie również nie ma o tym zbyt wielu wzmianek, co wskazuje na to, iż jest to generalnie wymysł gazety. Postanowiłem również o to spytać Marka Sadowskiego i Cezarego Kucharskiego. Obaj zaprzeczyli. Warto zresztą przywołać słowa Czarka, które dobrze mogą spuentować doniesienie o rzekomym meczu Siarki ze Spurs. „Nic nie wiem o możliwości grania z Tottenhamem, ale raczej to był wyjazd bardziej rekreacyjny, więc trudno mi wierzyć, że mieliśmy grać z tak silnym przeciwnikiem„. W ten sposób można chyba zakończyć ten rozdział. A szkoda, bo takie spotkanie byłoby pewnie kawałem historii.

WSPOMNIENIA 

Po takim wyjeździe w głowie zostaje z pewnością masa pięknych wspomnień. Zarówno Czarek, jak i Marek wspominali jakie uczucie towarzyszyło całej drużynie podczas pobytu w Stanach. Zestawiając to z ówczesną sytuacją Polski było to niebo, a ziemia. „Pobyt w USA był pewnie przygodą życia dla wielu z nas. Hotele, baseny, wszystko było nowoczesne” – wspomina Sadowski. Sporym przeżyciem był przejazd przez dzielnicę Afroamerykanów, gdzie kradzieże oraz różne inne przestępstwa były na porządku dziennym. Jako, że był to wyjazd głównie rekreacyjny to piłkarzy spotkało wiele atrakcji. Jedną z nich była wizyta na hali koszykarskiej drużyny Chicago Bulls. To własnie tam większość swojej pięknej kariery spędził jeden z najwybitniejszych w historii – Michael Jordan. Razem z nim w drużynie był również rozpoznawalny Scottie Pippen (zresztą numery obu zawodników w Chicago są zastrzeżone). Chicago Bulls zostało zresztą wybrane najlepszą koszykarską drużyną w latach 90. Kucharski wspomina też wizytę na bardzo znanym wieżowcu. Można więc zakładać, że chodzi o mierzący przeszło 442 metry Willis Tower, który wybudowany został w 1974 roku. Jak wyglądało to piłkarsko? Jak wspomina Marek Sadowski, ówczesna ekstraklasa piłkarsko była na wyższym poziomie niż piłka w Stanach. Dużą różnicę stanowiła jednak taktyka. Ta w Stanach była zdecydowanie bardziej rozwinięta niż w Polsce. Jednym z przykładów jest to, że drużyny w USA rozgrywały piłkę w odpowiedzialny sposób, a istotnym elementem było granie czwórką w linii, co w Polsce nie miało wcześniej miejsca. Sadowski zwrócił również uwagę na fakt, że przygotowanie fizyczne za Oceanem stało już na dość wysokim poziomie. Obecny szkoleniowiec Unii Hrubieszów wspomina także jego spotkania, gdzie mierzył się z naprawdę uznanymi nazwiskami z Ameryki Południowej, choć oczywiście już u schyłku kariery. Reasumując, cały pobyt był kolosalnym i pewnie największym przeżyciem na przestrzeni całego życia dla wielu z ówczesnych piłkarzy Siarki.

Za pomoc dziękuję Markowi Sadowskiemu i Cezaremu Kucharskiemu

Mateusz Pitra