Adrian Gębalski: „Chcę strzelać dla Siarki”
Jego powrót do Tarnobrzega wywołał spore poruszenie wśród kibiców Siarki i Stali Stalowa Wola. Były kapitan „Stalówki” po dwóch latach spędzonych w Stalowej Woli postanowił zmienić środowisko i skorzystał z oferty Siarki, w której występował w sezonie 2012/13. Dlaczego zdecydował się na taki ruch? O tym dowiecie się z naszej rozmowy.
Adrian twój powrót do Tarnobrzega wywołał sporo kontrowersji. Dla sporej liczby kibiców Siarki i zwłaszcza Stali Stalowa Wola jest sporym zaskoczeniem. Dlaczego nie grasz już w Stalowej Woli?
W Stali grałem dwa lata, dwa razy walczyłem o utrzymanie, to był bardzo trudny i ciężki okres dla tego klubu. Doszedłem do wniosku, że pora zmienić otoczenie. Tym bardziej, że przez ostatnie pół roku grałem bardzo niewiele. Zwrócił się do mnie prezes Dziedzic z propozycją powrotu do Siarki. Szybko się zdecydowałem, bo w Tarnobrzegu i okolicach mam rodzinę, z tych stron pochodzi mój tata. Wiem, że niektórych kibiców Siarki to boli, że przychodzę ze Stali, że tam grałem. Ale nie jestem pierwszym i z pewnością nie jestem ostatnim piłkarzem, który przebył taką drogę. Na boisku postaram się swoją postawą udowodnić, że to był dobry ruch prezesa Dziedzica.
To nie będzie dla ciebie łatwa sytuacja. Możesz usłyszeć pod swoim adresem sporo nieprzychylnych zdań. Jesteś na to przygotowany?
Tak, zdaje sobie z tego sprawę, że nie wszystkim kibicom Siarki ten transfer się podoba. A chyba jeszcze mniej tym ze Stalowej Woli. Ale gram już trochę lat w piłkę, nasłuchałem się na swój temat wiele rzeczy. To na mnie nie działa. A jeśli już to tylko bardziej mnie mobilizuje. Determinacji i ambicji mi nie zabraknie – mam nadzieje, ze kibice Siarki to docenią. Będę w każdym meczu dawał się z siebie 100 %. Za pół roku trener Gąsior będzie mnie rozliczał z tego jak się zaprezentowałem, chce strzelać tu gole, chce być przydatny i chce wygrywać z Siarką. Piłka nożna to nie tylko moja pasja, ale przede wszystkim praca. Obojętnie gdzie grałem, czy to w Połańcu, Tarnobrzegu, Sandomierzu czy Stalowej Woli – zawsze wychodziłem na boisko, żeby wygrać mecz i dać z siebie wszystko, całe serce. Od początku pracowałem na swoje nazwisko, jestem napastnikiem i z tego jestem rozliczany. W Stalowej trochę tych goli nastrzelałem, dlatego ten transfer odbił się tak szerokim echem. Teraz pora, żeby postrzelać coś w Siarce.
Jesteś lepszym napastnikiem niż wtedy w 2012 roku?
Nie mam wątpliwości, że tak. Jestem lepszym i przede wszystkim bardziej doświadczonym piłkarzem.
To twoje pierwsze podejście do Siarki nie było do końca udane. Miałeś być pierwszą „strzelbą”, ostatecznie grałeś niewiele i przegrałeś rywalizację na „9” z Łukaszem Cichosem.
Przychodziłem do Siarki z trzeciej ligi, strzelałem tam sporo goli i chciałem to samo robić w drugiej lidze. Wyszło średnio, Łukasz był zawodnikiem bardziej doświadczonym, miał bardziej znane nazwisko i jemu bardziej ufał trener Szymczak. Grałem mniej ale uczyłem się, podglądałem starszych zawodników. Oczywiście, może gdybym dostawał więcej szans tych goli było by więcej. A tak licznik zatrzymał się na dwóch trafieniach. Nie miałem wtedy większych pretensji do trenerów Szymczaka i Kupca. Chciałem grać i się rozwijać, dlatego postanowiłem przenieść się do Wisły Sandomierz. Tam znowu strzelałem dużo goli i dzięki temu wróciłem do drugiej ligi do Puszczy. Co do Siarki: mój pierwszy pobyt pomimo tego, że tu nie grałem zbyt dużo, wspominam bardzo dobrze, poznałem fajnych ludzi. Nawet teraz po ogłoszeniu tego transferu otrzymałem sporo telefonów z oznakami sympatii. Wszyscy życzyli mi powodzenia i mówili, że będzie dobrze, żebym się nie martwił, że po strzeleniu kilku goli całe to zamieszanie się wyciszy.
To wyjaśnijmy jeszcze jedną kwestię: całowałeś herb Stali po strzelanych bramkach? Bo takie opinie się gdzieś tam pojawiły na forach internetowych.
Nie, nigdy. Kiedyś tylko pojawiły się takie spekulacje jak po strzelonym golu z rzutu karnego w meczu przeciwko Siarce podbiegłem do trybun i pokazałem serduszko. Ktoś tam zasugerował na internecie, że to był gest w stronę kibiców Stali. Nawet moja dziewczyna się z tego śmiała, że zeszła na plan dalszy, bo myślała że to był gest w jej stronę, bo siedziała wtedy na trybunach. Oczywiście serduszko było dla niej.